sobota, 19 grudnia 2009
Kilka słów wyjaśnienia
Na pewno zastanawiacie się dlaczego od pewnego czasu nic nie piszę a szczególnie o pracy, podopiecznych... Przecież po to jest ten blog...
Niestety...
Niania też człowiek.
Jestem chora...
Nie takie tam przeziębienie, czy grypa... nie...
Zaczęło się niemal niewinnie. Ból brzucha, biegunka... Po trzech dniach wysoka gorączka, kaszel...
lekarz uznał, że to jakieś kłopoty wirusowe.
Po 5 dniach utrata przytomności...
Pogotowie...
na sygnale do szpitala....
Diagnoza?
Bakterie. Antybiotyk. Do domu.
W ciągu tygodnia pogotowie przyjeżdżało do mnie 4 razy. I nic.
Ból w klatce piersiowej. Skoki ciśnienia, ciągła gorączka i ten potworny ból brzucha.... Schudłam 7kg.
Po tygodniu gorączka spadła, kaszel zelżał. Już miało być dobrze...
Niestety...
Ból brzucha znów dał o sobie znać i przy tym dziwne uczucie w sercu...
Późny wieczór. Lekarz na dyżurze w Centrum Damiana był zaniepokojony. No i te dodatkowe skurcze serca...
Rano przyjechało pogotowie.
Blok w sercu.
Znów jazda do szpitala.
Zostałam.
Odział ratunkowy MSWiA... Monitory, kroplówki... Cała doba męki.
I co?
W żargonie medycznym: "za bardzo zwalniam" Czasem zbytnio "przyspieszam".
Bradykardia i Tachykardia. Tak na zmianę.
Skierowanie na Odział Kardiologii Zachowawczej. Czekam... 17.II.2010 - taki termin.
W między czasie Holter do kitu, Echo w normie.
I tak to aktualnie wygląda.
Na zwolnieniu lekarskim co najmniej do czasu hospitalizacji.
A co z dziećmi?
Z bólem, ogromnym bólem serca musiałam "odejść" od Zosi.
Z tego miejsca chciałabym podziękować Jej rodzicom i dziadkom za okazane mi serce, wsparcie i wiarę, że jednak wrócę.
Ledwo zdążyłam "pokochać" Zosię i przyzwyczaić się do Jej rodziny a już muszę odejść. To bardzo smutne. Mam nadzieję, że Jej nowa niania będzie lepsza ode mnie...
A co z Albertem?
Czeka... Może ciocia jednak da radę chociaż troszkę odciążyć jego rodziców...
Niestety...
Niania też człowiek.
Jestem chora...
Nie takie tam przeziębienie, czy grypa... nie...
Zaczęło się niemal niewinnie. Ból brzucha, biegunka... Po trzech dniach wysoka gorączka, kaszel...
lekarz uznał, że to jakieś kłopoty wirusowe.
Po 5 dniach utrata przytomności...
Pogotowie...
na sygnale do szpitala....
Diagnoza?
Bakterie. Antybiotyk. Do domu.
W ciągu tygodnia pogotowie przyjeżdżało do mnie 4 razy. I nic.
Ból w klatce piersiowej. Skoki ciśnienia, ciągła gorączka i ten potworny ból brzucha.... Schudłam 7kg.
Po tygodniu gorączka spadła, kaszel zelżał. Już miało być dobrze...
Niestety...
Ból brzucha znów dał o sobie znać i przy tym dziwne uczucie w sercu...
Późny wieczór. Lekarz na dyżurze w Centrum Damiana był zaniepokojony. No i te dodatkowe skurcze serca...
Rano przyjechało pogotowie.
Blok w sercu.
Znów jazda do szpitala.
Zostałam.
Odział ratunkowy MSWiA... Monitory, kroplówki... Cała doba męki.
I co?
W żargonie medycznym: "za bardzo zwalniam" Czasem zbytnio "przyspieszam".
Bradykardia i Tachykardia. Tak na zmianę.
Skierowanie na Odział Kardiologii Zachowawczej. Czekam... 17.II.2010 - taki termin.
W między czasie Holter do kitu, Echo w normie.
I tak to aktualnie wygląda.
Na zwolnieniu lekarskim co najmniej do czasu hospitalizacji.
A co z dziećmi?
Z bólem, ogromnym bólem serca musiałam "odejść" od Zosi.
Z tego miejsca chciałabym podziękować Jej rodzicom i dziadkom za okazane mi serce, wsparcie i wiarę, że jednak wrócę.
Ledwo zdążyłam "pokochać" Zosię i przyzwyczaić się do Jej rodziny a już muszę odejść. To bardzo smutne. Mam nadzieję, że Jej nowa niania będzie lepsza ode mnie...
A co z Albertem?
Czeka... Może ciocia jednak da radę chociaż troszkę odciążyć jego rodziców...
Subskrybuj:
Posty (Atom)