Niestety, tak się złożyło, że od maja 2015 jestem chora. Jakoś na początku dawałam radę godzić to z pracą, ale od 30 lipca przestało się udawać. Tegoż dnia miałam na cito zabieg abrazji, po którym miało już być dobrze. Dwa tygodnie zwolnienia, bo musiałam odpocząć i nie wolno mi było nic dźwigać a dzieci czasem podnieść trzeba. Po dwóch tygodniach okazało się jednak, że poprawa zamieniła się w pogorszenie. Dostałam leki, ale po nich było tylko jeszcze gorzej. Co kilka dni jechaliśmy na izbę przyjęć. Nie wiele mogli mi pomóc. Groziła mi babska operacja. W końcu wycieńczona już chorobą trafiłam na cudowną ginekolog ( paniom z Warszawy chętnie polecę ). Wreszcie ktoś zaczął myśleć. W Listopadzie trafiłam znów na cito do szpitala, tym razem na dokładną diagnostykę. Po tygodniowym pobycie okazało się, że można zastosować metodę leczenia, którą preferowała moja nowa pani doktor, i którą poparł profesor nadzwyczajny ginekologii i endokrynologii. Wiązało się to z kolejnym zabiegiem ale co tam. 01 grudnia pomyślnie zrobiono co trzeba. Odstawiłam leki, które rujnowały mnie na maxa. Teraz przez kilka miesięcy będzie jeszcze pod górkę ale z każdym miesiącem coraz lepiej. Jest na tyle dobrze, że wracam do pracy i to zaraz, od połowy Stycznia :) Mam nadzieję na udaną współpracę, tym bardziej, że to mała, słodka dziewczynka!
A to zdjęcia ze szpitala...
1 komentarz:
Ajj choroba zawsze dopada w najmniej odpowiednim momencie. Jeśli w ogóle można powiedzieć, że jest "dobry moment" na chorobę. Pozdrawiam i zdrówka życzę
Prześlij komentarz