poniedziałek, 21 czerwca 2010

kot inwalida

Jeszcze Wam nie mówiłam, że mój kotek uległ poważnemu wypadkowi :(
I nie wypadł z okna, jakby ktoś mógł pomyśleć...
Nie chcę opisywać samego zdarzenia, bo to nic przyjemnego ale muszę się wyżalić...

Było z nim tak źle, że leżał w szpitalu 8 dni. Miał zszywane podniebienie, dostawał kroplówki. Mało tego. Ma uszkodzone ucho, tak że na nie nie słyszy, oko, tak że nim nie mruga i nie zamyka go, błędnik, tak że się zatacza :(
 Teraz jest już dużo lepiej, o niebo lepiej. Chodzi w miarę prosto, nie kiwa się na boki, nie przewraca na prostej drodze i nawet zakręca bez zataczania. Ucho się oczyszcza, więc sporo ropieje, natomiast oczko muszę codziennie kilka razy nawilżać łzami w żelu, również w nocy. Niestety o ile uszko przestanie z czasem ropieć, drugi błędnik opanuje jakość funkcje tego uszkodzonego, to oczko w zasadzie nie ma szans na powrót do normy :( A kot ma dopiero 2 lata. Jednak i tak go kocham bardzo, dlatego teraz musiałam przewartościować swoje życie i układam tak plany, żeby wpadać w ciągu dnia do domu, celem zadbania o oko. Jakoś na razie się udaje bez większych trudności. Rodzice moich maluszków to ludzie wrażliwi i rozumieją moją potrzebę doglądania kotka.

Ale...
Ponieważ Broczek ma, póki co, kłopoty z ocenieniem odległości i wysokości oraz potrafi się jeszcze czasem zachwiać, zatoczyć, to musieliśmy zadbać o jego bezpieczeństwo na balkonie. Do tej pory miał pozostawione z boku trzy szczebelki bez osłony, żeby mógł sobie wyglądać. Teraz mogłoby to się zakończyć lotem na dół, dlatego, żeby mógł nadal wyglądać ale bez wychylania się zainstalowaliśmy kolejną kratkę, którą obsadziłam pnączem bardzo odpornym na warunki atmosferyczne o nazwie Celastrus Dlawisz.
Tak to teraz wygląda:

Brak komentarzy: