Miała być wolna Niedziela. Już planowałam, że po wczorajszym ciężkim ogrodowo dniu, dzisiaj zasiądę wygodnie w fotelu, na swoim kwiecistym balkonie i dokończę czytać "Zielone Drzwi" Katarzyny Grocholi. Tym bardziej miało być spokojnie, że rav został postawiony w stan gotowości powodziowej i do 20:00 ma dyżur.
Niestety...
Dzięki uprzejmości Rotawirusów musiałam swoje dzisiejsze plany zweryfikować i iść z pomocą do małego Michałka, którego rodzice padli ofiarą biegunki, wymiotów i bólu mięśni :(
Także poszliśmy na długi spacer zakończony godzinną drzemką
a potem Michał odwiedził mnie w moim domu, gdzie zjedliśmy posiłek i bawiliśmy się na balkonie, ku radości małego i już mniejszej radości mojego kota :)
To nie pierwsza "moja" rodzinka zaatakowana Rotawirusem, także ciężki tydzień przede mną.
Aaaaa
no i nie pochwaliłam się...
Jutro idę pierwszy raz do Jerzyka...
Ma 6 miesięcy i będę się nim zajmowała na razie dwa razy w tygodniu po 4 godziny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz