środa, 26 maja 2010

kolejne Rota lub coś podobnego

Dzisiaj była powtórka z rozrywki. Miała być wolna środa, skoro wolną niedzielę spędziłam z Michałkiem. I co?
Już od rana mama Alberta próbowała się do mnie dodzwonić. Kiedy w końcu włączyłam tel. okazało się, że tym razem Oni mają problem z czymś w stylu Rotawirusów.
Nie było rady, trzeba było się natychmiast zmobilizować i ruszyć na pomoc.
Pojechałam więc po Alberta, żeby odciążyć Jego zbolałych i osłabionych rodziców.  I tak jak Michał, teraz Albert spędził dzień u cioci. I tylko kot nie nadąża za "moimi" maluszkami, bo o ile Michałek dopiero zaczyna nieśmiało raczkować, to Ali już biega i to bardzo żwawo. Musiał się więc duuużo szybciej ewakuować z miejsca na miejsce.

Oczywiście było dokładne zwiedzanie mieszkania i balkonu




Drzemka



oraz spacer.




Niestety mały Ali też cierpi na okoliczność wirusów jelitowych, więc za daleko nie mogliśmy się od domu oddalić. Dzisiaj było za zimno na przewijanie pod chmurką...

Brak komentarzy: