Moim kolejnym podopiecznym jest Jerzy, Jurek, Jerzyk...
Rodzice wołają na Niego Jerzyk, więc ja też.
Zajmuję się Nim już przeszło miesiąc. Jak zaczynałam miał sześć miesięcy, teraz kończy niebawem siedem.
Chodzę do Niego a raczej jeżdżę metrem, dwa razy w tygodniu i spędzam z Nim 4 godziny. Mieszka w bliskim sąsiedztwie Iwa, więc jest to duże ułatwienie, bo przeważnie prosto od Jerzyka wędruję do przedszkola właśnie po Iwa. Dzięki temu zachowuję ciągłość pracy i nie tracę niepotrzebnie czasu na dojazdy. A to teraz dla mnie bardzo ważne, ze względu na oko Broczka. Jestem w domu po 9h i to jest max, co kicia może być bez zakraplania.
Ale wracając do Jerzyka...
Jest spokojnym, dobrze ułożonym chłopcem. Jego świat jest ściśle związany z podłogą, po której już bardzo energicznie pełza a niebawem będzie raczkował ku wielkiej radości rodziców i mniejszej radości kotów w liczbie 3 sztuk :) Także kolejna zakocona rodzinka :)
Ponieważ okolica, w której zamieszkuje jest jedną z najbardziej zielonych części Warszawy, więc do parku mamy dwa kroki. Tam też chodzimy na drzemkę.
Po przebudzeniu, już niemal rytualnie karmimy słonecznikiem Gołębie, które poznają Nas i pilnie wyczekują chwili przebudzenia Jurka, by zlecieć się na jedzonko. Ależ wiele radości jest z tego karmienia! Jerzyk aż się rwie do sypania ziarenek i z otwartą buzią obserwuje spore stadko głodomorów. Oczywiście uciechę mają przy okazji inne dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz