Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak zachęcić Alberta do konsumpcji owoców. Jak był młodszy, chętnie jadał owoce ze słoiczka. Był nawet taki moment, że nic innego nie wsadził do ust.
Teraz za nic w świecie nie chce się skusić ani na słoiczek ani tym bardziej na owoce w naturalnym kształcie. Ani truskawki, ani malinki, ani jagódki, jabłka, śliwki, banany, kiwi... nic. Zaciska usta i w krzyk.
Próbowałam przemycić je z jogurtem, z serkiem. Nic z tego. Koktajl? bleeee...
Najchętniej by jadł pizze, ziemniaki i suchą bułkę. Zupki jako tako. Raz lepiej raz gorzej ale powiedzmy, że toleruje.
Macie może jakieś sprawdzone metody na zachętę? A może po prostu odpuścić i już ?
2 komentarze:
Spróbuję poradzić:
Przygotowywanie przez dziecko samodzielnie (jeśli konieczność to tylko minimalna pomoc) owoców do zjedzenia, robienie ciekawych wizualnie kompozycji (obrazki, ludziki lub inne - jak z kasztanów) a potem takie dzieło konsumujemy, czasami nawet pozwalałam "popaprać" owoce, później oblizujemy palce i talerzyki - dzieci to uwielbiają, mało efektowne ale była dobra zabawa i owoce zjedzone.
Gorszą metodą ale równie skuteczną zaproponowanie ulubionego smakołyku po zjedzeniu nielubianych owoców. A jeśli to wszystko zawiedzie to po prostu odpuścić na jakiś czas.
Życzę powodzenia
Ludzików nie próbowaliśmy :) Na Jego pomoc raczej bym nie liczyła, jakoś mało udziela się kulinarnie :) Papranie się i oblizywanie? To by mogło wypalić, tylko nie wiem czy nie jednorazowo. Będzie u mnie w czwartek to wypróbuję :)
Prześlij komentarz