wtorek, 9 marca 2010

Moja walka z nadwagą

Dzisiaj z innej beczki.
Jak Wam wiadomo schudłam ostatnio sporo, bo już 20kg.
O ile na początku było to wynikiem kłopotów z przewodem pokarmowym, o tyle teraz, jest to moja świadoma walka.  Nie żebym się głodziła... Broń Boże... Ja sobie krzywdy nie dam zrobić ;)
Postanowiłam już na zawsze zmienić swoje nawyki żywieniowe.
Dlaczego?
Bo oprócz chęci utraty masy ciała, doszedł do głosu rozsądek, który przez lata próbowałam zagłuszyć i zignorować. Teraz jem tak, żeby nie tylko przekładało się to na moją sylwetkę ale również na zdrowie fizyczne i emocjonalne. Wychodzę z założenia, że jestem tym, co jem.

Ponieważ wielkimi krokami zbliża się wiosna, myślę, że jest to dobry czas na zmiany. Z każdym cieplejszym promieniem słońca zaczynamy rozmyślać o ciepłych dniach, o lecie a co za tym idzie, o zdejmowaniu wszystkich ciężkich, zimowych ubrań i odsłanianiu naszego ciała. Dlatego chciałabym zachęcić tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, do przeanalizowania swojej diety i do zmian, jeśli to konieczne. Poniżej postaram się przedstawić Wam, to, co ja zmieniłam do tej pory.


W całym tym odchudzaniu chodzi o zmianę złych nawyków.
Przede wszystkim postanowiłam zapomnieć, o istnieniu tłuszczów zwierzęcych, smażonych mięsach i ciężkich sosach.
I tak:

Podstawa to pięć posiłków dziennie, w w miarę regularnych odstępach. Nie podjadam w nocy, czyli ostatni posiłek spożywam nie później, niż trzy godziny przed snem. Rano, zaraz po wstaniu, wypijam przynajmniej litr wody. Dopiero potem zaczynam przygotowywać śniadanie.

Każdy posiłek jem powoli, niemalże celebrując go.

Trzeba nauczyć się zastępować niektóre rzeczy innymi.
Np. zamiast dodawać śmietanę, choćby celem zabielenia zupy, warto ją zamienić na jogurt naturalny. Jest nawet lepszy, bo się nie warzy.
I tak we wszystkich miejscach, gdzie normalnie używałam kiedyś śmietany, teraz  zastąpiłam ją jogurtem. To samo tyczy się masła, które jest tłuszczem zwierzęcym, zastąpiłam je margaryną, czyli tłuszczem w 100% roślinnym, używam Ramy.
Makaron z pszenicy zamieniłam bezwzględnie  na makaron razowy (ciemny), orkiszowy lub ( od biedy ) z pszenicy durum. Jem go tylko ale dente, wtedy nie wytracają się z niego cukry i jest dużo mniej kaloryczny. Ziemniaki zastąpiłam ryżem i kaszą, bo skrobia, którą zawierają,  to nic innego, jak cukier.
Smażone mięsa wykluczyłam w ogóle i przerzuciłam się  na mięso pieczone w folii, bez dodawania tłuszczu, lub na gotowane. Tutaj warto wspomnieć, że jest to głownie chudy drób, bez jakichkolwiek skór. Również wołowina, którą ew. gotuję.
Zapomniałam już o istnieniu panierek, kotletach schabowych czy mielonych.
Uważam na placki i naleśniki, nie jem ich za często, bo bardzo chłoną olej.
Jadam dużo ryb morskich, ale nie smażonych, tylko pieczone bądź gotowane np. na parze.
Wszelkie warzywa, które tradycyjnie gotowałam teraz robię  na parze i pilnuje by były ale dente. Wtedy nie ucieka z nich tak dużo witamin i minerałów.
Pożegnałam się na dobre ze wszelkiego rodzaju zasmażkami, czyli nie zagęszczam, jak dotąd np. marchewki z groszkiem ani buraczków na ciepło.
Unikam zup, bo wywary są ciężkie i tuczące, chyba, że gotuję  tylko na warzywach (  bez kostek np. knorr, bo są okrutnie tłuste i nie zdrowe ).
Spożywam  dużo kiełków, sałat różnego rodzaju, ziół...
Pomidory to ważne źródło witamin, antyoksydantów i niezbędnego potasu. W okresie, kiedy nie jest na nie sezon, zastąpiłam je pomidorami suszonymi, nawet tymi w zalewie z oliwy z oliwek, którą również używam do sałatek, nie za dużo ale pamiętam, że jest zdrowa.
Nie kupuję i nie jadam słodkich jogurtów owocowych, serków homogenizowanych i innych tego typu produktów. Zawierają dużo sztucznych komponentów i ogromne ilości cukru. Przerzuciłam się na jogurt naturalny, do którego dodaję owoce,orzechy, pestki słonecznika ( ale z umiarem, bo są kaloryczne, mimo, że zdrowe ), siemie lniane i otręby.  I tu ważna uwaga! Nie jem owoców po 15:00 i nie przesadzam z ich ilością, bo są słodkie.
Ze znanych składników wielu sałatek uważam na ilość spożywanej kukurydzy ( jest tucząca ) i absolutnie nie jadam majonezu. Zamieniłam go tak, jak śmietanę, na jogurt naturalny lub dodaję do sałatki  tylko troszkę oliwy z oliwek.
Co do pieczywa, to przestały dla mnie istnieć  kajzerki i chleb Baltonowski, czyli tzw. białe pieczywo poszło w odstawkę. Jem tylko ciemne pieczywo razowe. I tu trzeba czytać etykiety. To ma być prawdziwy razowiec a nie barwiony karmelem, który jest mega kaloryczny. Wybieram więc chleby, które "czuć" w dłoniach, czyli ciężkie wagowo, nie leciutkie, jakby dmuchane. Codziennie używam nie więcej niż trzy kromki pieczywa ale zupełnie z niego nie rezygnuję, bo jest potrzebne dla organizmu.
Jadam dużo chudego, białego sera  np. ze szczypiorkiem ( o tej porze roku, wybieram suszony naturalnie ),ze świeżymi ziołami i kiełkami, które sama hoduję na parapecie w kuchni.
Unikam mieszanek przypraw i soli, bo zatrzymują wodę w organizmie.
Piję dużo wody niegazowanej i nie spoglądam nawet na Coca colę, Fantę i inne sztuczne świństwa. Herbata zielona dobrze oczyszcza z toksyn, także towarzyszy mi przy śniadaniach.  Wszelkie soki kupowane w sklepach odstawiłam bezpowrotnie, bo tam jest kupa cukru i konserwantów. Wolę sama zrobić sok owocowy lub warzywny.
Co do warzyw, to przestrzegam przed nowalijkami, jeśli nie pochodzą z Waszego, niepryskanego ogródka. Takie młode warzywa chłoną okrutnie wszystkie środki ochrony roślin i inne świństwa.
No i unikam  słodyczy ale jak już nie mogę wytrzymać, to jem  loda waniliowego. To lepsze niż np. herbatniki, do produkcji których używa się ogromne ilości niezdrowych tłuszczów. Czasem skuszę się na naturalny miód, bo jest zdrowy.
 Co do wędlin, to nie jadam w ogóle. Jest w nich ogromna ilość konserwantów, saletry, soli i barwników.  Do kanapek używam pieczonego w folii mięsa.  Najczęściej jest to filet z indyka lub schab. Ale na wieprzowinę radzę uważać, gdyż jest mięsem tłustym i wysoko cholesterolowym.


I tak to mniej więcej wygląda.
W szpitalu zostałam pochwalona za wyjątkowo dobrze poprawione wyniki badań, szczególnie za poziomy potasu, magnezu i wapnia oraz za niski poziom cholesterolu LDL, czyli tego "złego" i wysoki tego "dobrego", czyli HDL.

Teraz muszę jeszcze popracować nad ruchem, który ostatnio mocno ograniczyłam, ze względu na moje dolegliwości. Ale już nie ma przeciwwskazań, więc zaczynam się ruszać, tak systematycznie, planowo.
Także mam nadzieję, że dalsze kilogramy będę traciła w sposób zdrowy i rozsądny.
Jedynie walczę jeszcze z wypadającymi włosami, które jakoś opornie regenerują się, po mojej wcześniejszej, drakońskiej diecie, jaką sobie zafundowałam, cierpiąc na bóle brzucha.

4 komentarze:

Agatha pisze...

Twoja dieta brzmi bardzo ciekawie. Najważniejsza jest samoświadomość i zerwanie z oszukiwaniem samego siebie. Żadna dieta nie ma sensu kiedy co chwilę znajdują się wymówki na zjedzenie czy wypicie czegoś z poza listy. Jednak w zabieganym codziennym życiu nie zawsze znajdzie się czas na suszone pomidory w sałatce, czy hodowanie kiełków. A ja nie wyrzeknę się śmietany i masła! Ale nie mam nadwagi, na szczęście, więc chyba mogę.

Nianią być... pisze...

Suszone pomidory można kupić, kiełki też. Sałatki przygotowuje się błyskawicznie i można zabrać ze sobą do pracy, zamiast kolejnych kanapek, ja tak robię. Ogródek na parapecie kuchennym nie wymaga specjalnie wielu zabiegów pielęgnacyjnych, ale rozumiem, ze nie każdemu nawet się chce. Ja go preferuje, bo wiem, ze to zdrowe zioła, niczym chemicznym nie potraktowane. A pomidory kupuję, bo w ubiegłym roku nie wpadłam na pomysł, żeby je samej wysuszyć :) Wyciągam po prostu ze słoiczka i już, to żadna trudność. Trwa krócej niż otwieranie puszki :)
Co do śmietany i masła... wszystko jest dla ludzi. Jak nie trzeba walczyć z odkładającym się tu i ówdzie tłuszczykiem, to czemu nie. Pod warunkiem, ze cholesterol jest w świetnej normie.

Marta pisze...

Jak fajnie, że wróciłaś :) trochę brakowało mi Twoich wpisów. A co do diety, to wygląda tak, jakbyś układała ją z profesjonalistą :) pochwalam, jednak mnie samej nie udaje mi się jakoś zmobilizować...próbowałam dziś od rana, ale skończyło się na ciachu po obiedzie :/ może jutro będzie lepiej...
zdrowy tryb życia to podstawa

Nianią być... pisze...

Mnie też nie zawsze się udaje nie zjeść czegoś słodkiego. Dla zdrowia psychicznego czasem warto zrobić drobny wyłam. ważne jednak, by to się nie zdarzało często, regularnie. No i takie ciacho można spalić dodatkowym wysiłkiem fizycznym :)

Moja dieta jest skonsultowana ze specjalistami od żywienia. Szczególnie pod kątem kardiologicznym i gastrycznym a odchudzenie to tylko efekt uboczny :))))