niedziela, 26 kwietnia 2009

Niania zakłada działalność gospodarczą


Zaczęło się...
Poszłam do Urzędu Gminy. Pobrałam formularz EDG-1 tzw. Wniosek o wpis do ewidencji działalności gospodarczej.
Wypełniłam go starannie. Odnalazłam odpowiedni PKD do zakresu mojej działalności. Wpisałam nazwę firmy. Jutro złożę go w Gminie i poczekam 30 dni na wpis do rejestru. Miała być od 01.04.2009 tzw. rejestracja jednookienkowa. Niestety jak to w Polsce bywa, nie do końca wyszło, jak planowano ale przynajmniej nie będę musiała do Urzędu Statystycznego jechać z wnioskiem o przyznanie numeru Regon. Załatwi to za mnie Gmina.
Jeśli chodzi o US i ZUS to niestety muszę pofatygować się osobiście. Zanim to jednak nastąpi, zlecę wykonanie logo firmy ( taki mam kaprys ), zaprojektuję wizytówki i wzór pieczątki. Poczyniłam też pewne kroki do założenia firmowej strony www, bo zamierzam swoją działalność poszerzyć o kolejne usługi, oprócz bycia nianią. Blog oczywiście nadal będzie kontynuowany. Muszę też dokładnie przemyśleć wzory umów, które będę przecież zawierać. Rozglądam się pomału za sensowną ofertą ubezpieczenia mojej działalności, w razie jakichkolwiek kłopotów.
Reasumując.
Zakończyłam etap planowania i układania. Teraz zabieram się do działania. Trzeba wziąć sprawy we własne ręce. Tym bardziej, że jest to z korzyścią nie tylko dla mnie, ale i dla rodziców, z którymi będę współpracować. W końcu koszty ponoszone z tytułu współpracy z legalną nianią, można odpisać sobie od podatku dochodowego :) Zawsze to jakiś mój atut, o czystym sumieniu nie wspominając...

piątek, 24 kwietnia 2009

Praktycznie ubrana niania


Mamy wiosnę. Ciepło, słonecznie, chce się żyć... a nianie na placach zabaw szare, ponure, jeszcze jakby zimowe....
Mam na myśli strój.
Jak ubrać się do pracy? Wiecie, że to nie takie proste? dlaczego? Bo niania powinna (według mnie) wyglądać czysto, schludnie ale i kolorowo, praktycznie a jednocześnie, ponieważ jest z reguły kobietą, na pewno chciałaby wyglądać atrakcyjnie.

Ja np. dzisiaj ubrałam się fajnie, kolorowo ale mało praktycznie. Mogłam sobie na to pozwolić, bo wiedziałam, że będę w pracy krótko. Jednak i tak okazało się mało wygodnie. Założyłam spódnicę... długą, rozkloszowaną, do samej ziemi. Porażka! Wyglądałam ciekawie, nawet słodko i co z tego, skoro umordowałam się niemiłosiernie. Każde schylenie się czy kucnięcie pociągało za sobą albo wybrudzenie spódnicy albo podtrzymywanie jej. A jak na złość trzeba było co chwilę takową czynność powtórzyć. Nigdy więcej takich spódnic do pracy!

W takim razie co zakładać na siebie? Spodnie. To już wiem. Ale nie jakiekolwiek. W mojej szafie można znaleźć sporo par spodni, jednak nie wszystkie się nadają. Np. takie bez kieszeni. Na spacerze lub na placu zabaw niania obowiązkowo musi być wyposażona w chusteczki higieniczne, tel komórkowy też warto mieć przy sobie na wypadek, gdyby rodzice dzieci dzwonili. Kieszenie są nieodzowne. Ręce niani muszą być swobodne, żeby w razie czego np. złapać dziecko.

Inny dylemat to: torebka czy plecak? Wiadomo, torebka jest elegancka ale czy praktyczna? Jeśli mamy do czynienia z dzieckiem w wózku to powiedzmy, że torebka może jechać pod siedziskiem ale trzeba uważać na nią kiedy oddalamy się od wózka. Jednym słowem lepszy jest plecak. Nie duży. Ja taki noszę. Mam tam wszystko... Od moich babskich, niezbędnych drobiazgów po dziecięce chusteczki wilgotne, pieluszkę na zmianę w razie czego, picie, kanapki. Dzięki temu mogę powiesić go na wózku, a kiedy potrzebuję, to zakładam na plecy i jest mi wygodnie.

Kolejna sprawa: buty. Rozczula mnie widok niań ( i mam ) na placach zabaw, w butach na obcasie. Pewnie, że noga w takim obuwiu wygląda świetnie ale jak ma nadążyć za dwulatkiem? Jak w takich butach wdrapać się na drabinki? A czasem trzeba, bo maluch wejść potrafi a z zejściem to już różnie bywa. A jak wygląda wówczas zabawa w piaskownicy? Wiecie jak? Dziecko SAMO się bawi a niania na ławeczce siedzi, bo ją nogi bolą a poza tym gdzie w takich pantofelkach do piaskownicy?... Dlatego ja do pracy zakładam obuwie sportowe.

I jeszcze co do kolorów. Dobrze jest, jak świat dziecka mieni się kolorami. Nie żeby od razu jakaś pstrokacizna ale litości! Nie czarno, szaro, buro. Moja garderoba jest kolorowa. Uważam, że w kolorach każdemu jest do twarzy a niani szczególnie. Bo niania oprócz praktycznego stroju, fajnie, jak jest pogodna i wesoła. Kolory bardzo temu sprzyjają.

Ale się na mądrzyłam!

wtorek, 21 kwietnia 2009

Jutro dzień ziemi!

To dobry moment, żeby zrobić krok na przód i stać się bardziej EKO... Ja zachęcam do wypróbowania ebooków i książek audio. Nie żeby od razu całkowicie rezygnować z papierowych publikacji, ale sprawdzić te, w formie np. mp3, bo mają sporo plusów. Również prasa codzienna pochłania ogromną ilość papieru a wiemy, że papier to lasy... Jest dostępna w formie e-prasy...

W związku z tym zapraszam do mojego EKO sklepu ( wystarczy kliknąć w tytuł posta ).



poniedziałek, 20 kwietnia 2009

plany na dzisiaj

Miki spi. Padł jeszcze na dworze. Dobrze, że póki co nadal zabieramy na spacery wózek. A ja planuję popołudnie i wieczór. Ma wpaść Basia.


Basia to mama mojego ravka. Bardzo się lubimy :) Przyjdzie m.in. podziwiać moje wzrosty balkonowe, no i pewnie stęskniła się za synkiem i za Broczkiem ( czasem śmiejemy się, że przychodzi, tylko kota odwiedzić... ). Też ma świra na punkcie roślinek a jeszcze większego, jeśli chodzi o ptaki. Siedzi w tych swoich Borkach ( tej to dobrze, ma domek za miastem ) i lornetkuje - ptaszki podgląda... a potem do książek, atlasów i czyta, co to za okazy Jej działkę odwiedzają. Ale wracając do tematu, ma przyjść, więc chociaż jakieś ciacho... i odkurzanie ( codziennie odkurzam, bo mamy futrzaka a poza tym ulubiona kocia zabawa, to rozsypywanie chrupek i ganianie ich po całym mieszkaniu ) Muszę też podgonić obiad na jutro. Wymyśliłam Barszcz Ukraiński. Dawno nie robiłam. Mam też do upieczenia schab, który moczy się w marynacie śliwkowo-miodowo-czosnkowej własnej produkcji.

godz. 16:25. Basia ma przyjść o 20:00 a ja właśnie dowiedziałam się, że rodzice dzieci przyjdą o 19:00 :( Taki urok mojej pracy. Ciężko czasem coś zaplanować :( Dobrze, że mieszkam na tyle blisko, że w 20 min. dojadę do domu, to przynajmniej zdążę wziąć prysznic... ech...


W Wawie ostatnio mamy nocne przymrozki, więc okrywanie folią moich maleńkich, dopiero kiełkujących roślinek to troszkę za mało. Dlatego wynoszę je do schowka wieczorem a raniutko przynoszę i ustawiam na miejscu ( nie miała baba kłopotu ... )Dlaczego do schowka a nie w domu? Bo kochany, grzeczny kiciuś, jest bardzo posłuszny ale tylko jak się na niego patrzy. Nocą, kiedy człowiek śpi i nie widzi, kotek buszuje a takie skrzynki z ziemią to frajda dla łapek, że hej... Istna kopalnia kocich przygód :)
Natomiast pnącza jakoś wytrzymują na mrozie. Nie mam ich jak schować, bo oplotły już mocno kratki. Zimą to je okrywam a teraz niech się harują...

środa, 15 kwietnia 2009

Jest nastepczyni




Poszukiwania kolejnego dziecka zakończone! Od Września będę się opiekować kolejną Zosią... ( Ja to mam szczęście do dziewczynek o tym imieniu ). Byłam wczoraj na rozmowie. Fajna rodzinka! A Zosia! Cudeńko! Taka kruszynka! Ma dopiero dwa miesiące... Jest przewspaniała... Aż by się chciało Ją schrupać... Czuję, że się polubimy :)

niedziela, 12 kwietnia 2009

niania ogrodniczka

Miało być ciepło i słonecznie a jest pochmurno, zimno i właśnie zaczął padać deszcz :( A miałam takie plany...
Ponieważ przygotowałam się, że prac balkonowych ciąg dalszy, to mimo nie sprzyjającej aury wzięłam się za prace. Wcześniej poczyniłam zakupy pod postacią nasion i 40L ziemi. Dzisiaj założyłam ciepły dres i posadziłam swoje ( mam nadzieję ) przyszłe roślinki. I tak do pierwszej skrzynki powędrowała mieszanka Powojników i Zrostka, Symfiandra. Do drugiej Fasola ozdobna a do trzeciej Lepnica pnąca, która u mnie ma wisieć za balustradą. Na noce będę okrywać folią i oczywiście zabierać do domu w razie przymrozków. Teraz czekam ok. 2 tyg. na wzrosty.
na razie tak to wygląda:



Pierwszy raz zdecydowałam się zaryzykować z nasionami. W poprzednich latach kupowałam w Maju/Czerwcu gotowe roślinki. Jednak koszt obsadzenia balustrady, parapetów i haków gotowcami, do najtańszych nie należy, stąd taki pomysł, przynajmniej na balustradę, bo na parapety i na haki kupie tradycyjnie gotowe, duże, kwitnące rosliny.

środa, 8 kwietnia 2009

Wspominki...

Wiecie, że to już siedem lat minęło, odkąd zaczęłam zajmować się opieką nad dziećmi? Ale ten czas leci...

Pierwszymi moimi podopiecznymi były dwie siostry, Karolina ( miała wtedy 7 lat ) i Zosia ( 3 lata ). Ależ to były chichotki! Szczególnie Zosia. Miała tak zaraźliwy śmiech, że po chwili we trzy leżałyśmy z bolącymi od śmiechu brzuchami. I pamiętam jak często robiły sobie ze mnie żarty, bo były dwujęzyczne i tym drugim językiem był Francuski a ja ni w ząb, więc ubaw miały po pachy. Ale lubiłam się nimi zajmować i wspominam je mile.


Potem zajmowałam się Kariną. Pierwszy raz wzięłam ją na ręce, jak miała trzy dni... Co za przeżycie... Była cudowna. Zrobiła wielką kupę od razu, jak tylko pierwszy raz zostałam z nią sama. Ledwo mama zamknęła drzwi. A ja byłam zielona w sprawach pieluch i niemowlaków! To był mój debiut. Byłam z siebie dumna! Przewinęłam dziecko! Sama! Teraz to mnie śmieszy ale wtedy byłam na prawdę przerażona.
Karina w ogóle była dzieckiem, na którym uczyłam się pielęgnacji. Jako pierwszą ją przewijałam, kąpałam, karmiłam... I okazało się, że jestem w tym dobra, że radzę sobie świetnie.
Karinka rosła na moich oczach i rósł też brzuch jej mamy. Po roku pojawiła się Aleksandra. Byłam już wprawiona w boju, więc obsługa kolejnego niemowlaka to już bułka z masłem...
Dziewczyny poszły do przedszkola i czas było poszukać kolejnego malucha.


I tym razem znów Zosia. Mała, 3 letnia dziewczynka i jej 12 letni brat Łukasz. Dwa żywioły, ogień i woda... Zosia od pioruna, demonstrowała zawsze baaaardzo głośno swoje zdanie i nie znosiła sprzeciwu. Zaborcza i dominująca. Łukasz, buntujący się nastolatek, którego ulubioną rozrywką było dokuczanie siostrze. Chyba byłam bardziej policjantem i stróżem porządku niż nianią... Ale lubiłam małą "diablicę". Miała w sobie coś takiego, że wystarczyło jedno spojrzenie, jedna minka i każdy jej wybaczał wszystkie wybryki.


Później przyszła kolej na Alę.
Nad wyraz grzeczna i spokojna dwulatka, mówiąca pełnymi zdaniami, sypiąca wierszykami jak z rękawa. Godzinami mogła nic nie robić, tylko słuchać bajek. Czasem głos odmawiał mi posłuszeństwa. Uwielbiała kałuże i zajadała się makaronem. Dzień bez kluseczek, to dzień stracony. Więc jej posiłki składały się z kombinacji makaronowej. Zupa z kluskami, mięsko z kluskami, kopytka, pyzy, knedle, kluski z serem, z truskawkami, zapiekanka makaronowo serowa itd...


Po Ali przyszedł czas na moje obecne urwiski. Mikołaj ( obecnie lat 2 i pół ) i Kacper ( lat 4 i pół ).
To są moje pierwsze chłopaki, którymi się zajmuję stale. Wcześniej miałam przyjemność, czasem, przypilnować synka jednej czy drugiej koleżanki ale nigdy zawodowo. Myślałam, na początku, że będzie mi ciężko się przestawić z dziewczęcych lalek na samochody. Jednak szybko okazało się to banalne. Dzisiaj widzę, że chłopaki są super! I tylko powera trzeba mieć duuużego, żeby za nimi nadążyć... ale nikt tak nie daje buziaków jak dwuletni facet... Mówię Wam, coś przesłodkiego!


Teraz wielkimi krokami zbliża się czas rozstania, bo Mikołaj idzie od Września do przedszkola. A ja szukam nowego dziecka, któremu będę mogła umilać czas i dbać o niego w czasie, kiedy rodzice będą w pracy.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

popołudniowy wypad na plac zabaw

No i byliśmy na placu zabaw...
Było wspaniale. Bawiliśmy się w piaskownicy:


i "szaleliśmy" na zjeżdżalni:





ech... co za dzień...

Wiosenny spacer...


Dzisiaj byliśmy na naszym pierwszym, wiosennym spacerze po zdjęciu gipsu i po chorobie, która uziemiła nas w domu. Ale było przyjemnie! Cieplutko! Zabraliśmy ze sobą kanapki, picie i poszliśmy nad pobliską wodę. Szukaliśmy wiosny ale nie trzeba się było mocno wysilać, bo ona zdążyła się już rozgościć na dobre. Jednak tak, jak obiecałam porobiliśmy zdjęcia, żeby mieć niezbite dowody jej obecności. Oto efekty naszych poszukiwań:














Tak się dotleniliśmy, że mały zasnął w wózku i teraz śpi jak suseł. Jak wstanie, to odbierzemy starszego z przedszkola i razem pójdziemy na plac zabaw. Na szczęście chłopcy mieszkają w takiej dzielnicy, gdzie o potrzebach najmłodszych się pamięta i takich miejsc jest do wyboru do koloru.

niedziela, 5 kwietnia 2009

balkonowo

Szaleństw balkonowych ciąg dalszy. Zrobiłam zakupy w internetowym sklepie ogrodniczym i czekam na nasionka i roślinki. Na razie przyglądam się moim pnączom, jak puszczają pierwsze listki.


Oczywiście kocich szaleństw również ciąg dalszy. Brokuś okupuje balkon. Na razie nie wystawiam mu budki, bo muszę wyprać jej zawartość po zimie. To oczywiście jemu nie przeszkadza , bo zawsze można się położyć np na parapecie, na dywaniku albo przyciągnąć sobie z domu legowisko. Grunt, żeby na balkonie siedzieć a nie w czterech ścianach. Ech... taki los miejskiego kota...




A teraz uciekam, bo mam zaległości książkowe i postanowiłam je nadrobić, skoro mogę już sobie w spokoju na balkonie posiedzieć... kicia sio! To mój fotel!

piątek, 3 kwietnia 2009

USG zrobione

Byłam, zrobiłam. I co? Ano jeszcze nie wiem na 100% ale to nie guz, nie polip i nie wrzód. W takim razie co? hm... Na pewno mam powiększony lewy płat wątroby, który najprawdopodobniej powoduje ucisk na jelito i zrobiła się przepuklina. Zrobiłam dzisiaj próby wątrobowe, żeby coś więcej wiedzieć, dlaczego się powiększyła. No i jak będzie wynik, to idę do chirurga miękkiego, żeby coś ustalić. W każdym razie trzeba się wątróbką zająć, bo się buntuje. Jestem na etapie obmyślania diety.
Podsumowując:
Kamień z serca mi spadł. Nawet mnie mniej boli :) Ale jest jedno zmartwienie z tym związane. Z tą przepukliną trzeba coś zrobić, żeby nie pękła, no i nie bardzo można dźwigać... I jak to wytłumaczyć małemu dziecku, że niania na rączki nie weźmie?



A tak na marginesie...

Fajnie, że jest ciepło :) Broki buszuje po balkonie. Chyba mu jutro budkę wystawię, bo mnie na fotelu podsiada a ja też chcę mordkę do słonka wystawić i z książką i kawką na balkonie posiedzieć...

środa, 1 kwietnia 2009

Co to może być?

Muszę się troszkę pożalić...
Od dłuższego czasu miewam bóle brzucha i puchnę. Natomiast od jakiegoś miesiąca boli mnie co raz bardziej, ewidentnie przytyłam i czuję się nie najlepiej. Ale to nie koniec. Kilka dni temu zauważyłam w górnej części brzucha dziwny wzgórek, który mnie boli przy naciśnięciu. Od trzech dni wyczuwam ewidentnie jakiś "guz". Puchnę i boli mnie codziennie. Oczywiście zapisałam się na USG jamy brzusznej. Idę jutro po 18:00. Zaczynam się bać. Nie mam pojęcia co mi jest. Mam nadzieję, że to nic groźnego i rozejdzie się po kościach ale póki co, żyję w strachu.