piątek, 23 lipca 2010

Owocowa zmora

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak zachęcić Alberta do konsumpcji owoców. Jak był młodszy, chętnie jadał owoce ze słoiczka. Był nawet taki moment, że nic innego nie wsadził do ust.
Teraz za nic w świecie nie chce się skusić ani na słoiczek ani tym bardziej na owoce w naturalnym kształcie. Ani truskawki, ani malinki, ani jagódki, jabłka, śliwki, banany, kiwi... nic. Zaciska usta i w krzyk.



Próbowałam przemycić je z jogurtem, z serkiem. Nic z tego. Koktajl? bleeee...
Najchętniej by jadł pizze, ziemniaki i suchą bułkę. Zupki jako tako. Raz lepiej raz gorzej ale powiedzmy, że toleruje.
Macie może jakieś sprawdzone metody na zachętę? A może po prostu odpuścić i już ?

poniedziałek, 19 lipca 2010

Lato w pełni - dzieci w rozjazdach

Lato się rozgościło na dobre, upał goni upał. W Warszawie ostatnie dni były nie do wytrzymania. Dlatego "moje" maluszki często są poza miastem. Iwo wyjechał nad morze, Michał często jest z mamą u babci, Albert niedługo też wyjeżdża i tylko Jerzyk został, bo póki co ucieka do dziadków tylko na weekendy. Także u mnie jakby luźniej w grafiku. Nie martwi mnie to szczególnie, bo za tropikalną pogodą nie przepadam, także więcej czasu spędzam w domu.
My w tym roku planujemy wyjechać dopiero we Wrześniu.

Ale, ale...
muszę się pochwalić...
dzwonią do mnie często rodzice i pytają o możliwość współpracy stałej, więc kto wie, czy nie przybędzie jakiś nowy podopieczny :) a może w końcu, dla urozmaicenia, będzie to dziewczynka?


No i mimo, że nie na temat ale napiszę Wam, że Broczek wraca do zdrowia! Rusza pięknie uchem, w którym wróciło całkowicie czucie. Już nie ropieje. A najważniejsze jest to, że już regularnie zamyka oko :) jeszcze nim nie mruga ale je zamyka, więc jest szansa na powrót do zdrowia. Chirurg, neurolog weterynarii, który prowadzi leczenie kici od początku, ostatnio był tak zaskoczony, że aż zaniemówił, jak mu z Brokim pokazaliśmy co potrafi. Facet miał łzy w oczach... Powiedział, że nasz kot zdrowieje, chociaż z medycznego punktu widzenia nie ma do tego prawa i chyba się to dzieje siłą woli jego pani...
W każdym razie moje wysiłki, masaże, ćwiczenia, pielęgnacja nie poszły na marne. Nadal się rehabilitujemy i jestem dobrej myśli, tym bardziej, że fizycznie jest już w 90% sprawny jak przed wypadkiem.
I w tym miejscu bardzo dziękuję za wsparcie i za wyrozumiałość wszystkim rodzicom, z którymi współpracuję. Jesteście kochani...

wtorek, 6 lipca 2010

Odsłona czwarta - Jerzyk

Moim kolejnym podopiecznym jest Jerzy, Jurek, Jerzyk...
 Rodzice wołają na Niego Jerzyk, więc ja też.
Zajmuję się Nim już przeszło miesiąc. Jak zaczynałam miał sześć miesięcy, teraz kończy niebawem siedem. 
Chodzę do Niego a raczej jeżdżę metrem, dwa razy w tygodniu i spędzam z Nim 4 godziny. Mieszka w bliskim sąsiedztwie Iwa, więc jest to duże ułatwienie, bo przeważnie prosto od Jerzyka wędruję do przedszkola właśnie po Iwa. Dzięki temu zachowuję ciągłość pracy i nie tracę niepotrzebnie czasu na dojazdy. A to teraz dla mnie bardzo ważne, ze względu na oko Broczka. Jestem w domu po 9h i to jest max, co kicia może być bez zakraplania.

Ale wracając do Jerzyka...

Jest spokojnym, dobrze ułożonym chłopcem. Jego świat jest ściśle związany z podłogą, po której już bardzo energicznie pełza a niebawem będzie raczkował ku wielkiej radości rodziców i mniejszej radości kotów w liczbie 3 sztuk :) Także kolejna zakocona rodzinka :)
Ponieważ okolica, w której zamieszkuje jest jedną z najbardziej zielonych części Warszawy, więc do parku mamy dwa kroki. Tam też chodzimy na drzemkę.



Po przebudzeniu, już niemal rytualnie karmimy słonecznikiem Gołębie, które poznają Nas i pilnie wyczekują chwili przebudzenia Jurka, by zlecieć się na jedzonko. Ależ wiele radości jest z tego karmienia! Jerzyk aż się rwie do sypania ziarenek i z otwartą buzią obserwuje spore stadko głodomorów. Oczywiście uciechę mają przy okazji  inne dzieci.