sobota, 25 lutego 2012

Podsumowanie i wnioski z ostatniego okresu poszukiwania pracy

Mam kilka spostrzeżeń po ostatnim okresie poszukiwania podopiecznego. Nie wiem jak Wy nianie, które czytacie mojego bloga ale ja czasem nie wiem jak trafić do ludzi. Niby profil http://www.niania.pl/opiekunka/agnieszka-pZQ mam obszerny, niby wszystko kawa na ławę podane, niby jasne i przejrzyste podstawowe zasady, które są dla mnie obligatoryjne a jednak okazuje się, że ludzie albo czytają bez zrozumienia tekstu albo liczą na cud... No nie wiem już co o tym myśleć :(

W każdym razie nabiegałam się na rozmowy i spotkania na maxa. W przeciągu Stycznia i Lutego byłam na 16 rozmowach w czym 3/4 to były właśnie rodziny, gdzie okazywało się, że albo nie zgadza się wymiar czasu pracy albo stawka jest mocno różna od moich oczekiwań albo rodzice szukają 2in1 czyli panią do wszystkiego.
Często tez dziwią się, że stawka za dwójkę dzieci jest inna niż za jedno, bo przecież to starsze to tylko z przedszkola trzeba odebrać... Tak... a jak choruje ( a często choruje ) to co? Wezmą L4? Nie... Wtedy też ja się mam tym starszym zająć. A jak są wakacje to co? Starsze do babci wyjedzie? No nie... Oni pojadą nad morze na 2 tygodnie a pozostały okres wakacyjny ja będę miała pod opieką oboje....
To ja się w końcu pytam, ile jest dzieci do opieki? Bo ja naliczyłam dwoje, więc to zrozumiałe jest, że stawka będzie inna niż za jedno. Okazuje się, że to jest oczywiste tylko dla mnie :(

Przedział finansowy jest na moim profilu jasno i wyraźnie podany a jednak ludzie liczą na cud, że niania z 11 letnim doświadczeniem z bardzo dobrymi referencjami, która potrafi nie tylko zmienić pieluchę i wsadzić łyżkę do buzi z jedzeniem ale jest kompetentną i doświadczoną nianią, która dba o wiele rzeczy i traktuje malucha jak własne dziecko, która wskoczyłaby za podopiecznym w ogień - liczą, że ta niania ujęta ich i ich dziecka urokiem osobistym nagle zgodzi się pracować za śmieszne pieniądze i do tego dorzuci prasowanie w trakcie drzemki gratis ..... O naiwności!..... Kiedy rodzice zrozumieją, że płaci się adekwatnie za jakość, że jak się ma oczekiwania to ich spełnienie kosztuje odpowiednio? Kiedy dotrze do społeczeństwa fakt, że nie każdy musi mieć do swojego dziecka nianię, że jest to usługa dla wybranych? Że oczekiwania należy dostosować do swoich możliwości finansowych itd itd...
A na koniec kiedy dotrze do niań fakt, że jak zgadzają się być u kogoś wołem zaprzęgowym to tym samym psują rynek i wydają o wszystkich innych nianiach złą opinię, bo ludzie zaczynają nas traktować jak roboty za darmola  i są mocno zdziwieni jak to tak można stawiać jakiekolwiek warunki, mieć jakieś wymagania i oczekiwania i chcieć zarabiać tak dużo... Przecież niania powinna być wdzięczna, że w ogóle ktokolwiek chce jej dać pracę i powinna brać jak dają, bo przecież to oni są najlepsi, a ich dziecko najfantastyczniejsze...

Bardzo przepraszam wszystkich, którzy poczuli się tym postem urażeni, ale czasem muszę z siebie wyrzucić to, co mnie frustruje :P Tak, dla higieny umysłu.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Kilka słów o moim doświadczeniu

Jako, że zainteresowanie moją osobą jest znaczne to i pojawiają się różne pytania. Wychodząc na przeciw rodzicom poszukującym niani, postanowiłam w tym miejscu uściślić pewne dane.

A więc:

W roku 1996 ukończyłam LO i od razu musiałam się usamodzielnić. Podjęłam więc pracę w firmie Translift, początkowo jako "Konserwator Powierzchni płaskich" ;) a z czasem awansowałam na stanowisko asystentki Kierownika ds/technicznych. Pracowałam tam do roku 2003. W między czasie, jako że musiałam się sama utrzymać, opłacić rachunki i szykowałam się do ślubu, postanowiłam dorabiać w domach prywatnych - sprzątając, prasując, gotując. I tak się złożyło, że jedna z takich rodzin, u których dbałam o dom stanęła przed faktem czasowej utraty niani do swoich dwóch córek. Zaproponowano mi wówczas dorywczą opiekę nad nimi i tak się to zaczęło...
Od tamtej pory stale miałam jakieś dzieci pod swoją opieką. Po odejściu z Transliftu zaczęłam się głównie zajmować dziećmi. W roku szkolnym 2004/2005 podjęłam się pracy w przedszkolu na ul. Kajakowej w Pyrach. Ponieważ była to praca na 1/2 etatu to z powodzeniem udawało mi się łączyć ją z opieką nad dziećmi.
Później, bardzo ambitnie postanowiłam wrócić na łono pracy biurowej i przez kolejne 2 lata pracowałam w G4S przy obsłudze klienta, który miał podpisana umowę na "kontrolę dostępu". Nie wnikając w szczegóły, na początku dzielnie stawiałam się w pracy każdego dnia, bo przez pierwsze trzy miesiące oddelegowano mnie do obsługi Centrali Banku Millenium. Później już pracowałam głownie zdalnie -  z domu. W biurze pojawiałam się dwa razy w tygodniu.  Oczywiście łączyłam to z opieką nad dziećmi.
Z początkiem roku 2008 postanowiłam uczynić pracę z dziećmi jako swoje główne i jedyne źródło dochodu.
Z dniem 01.09.2009 stałam się jednoosobową firmą.
W roku 2010 postanowiłam poszerzyć swoją działalność i poczyniłam kroki w kierunku rozwinięcia agencji opiekunek dziecięcych. Niestety poległam :( Przerosła mnie odpowiedzialność za nianie, które polecałam rodzicom - także ja doskonale wiem co to znaczy rekrutacja opiekunki i z jakim się to wiąże stresem. Niestety to, czego doświadczyłam spotykając się z potencjalnymi kandydatkami przerosło moje najśmielsze koszmary :(((( Dzisiaj wiem, że wśród tych tysięcy "niań" jest tylko garstka prawdziwych opiekunek dziecięcych....
Dzisiaj jestem po prostu nianią ( a w zasadzie AŻ nianią ). I tak jest dobrze, to jest moje miejsce w życiu. Nie szukam już atrakcji w biurach, jako bizneswomen i innych. Pracuję z dziećmi, bo one są niezakłamane, prostolinijne, otwarte i dają wiele radości. Nie ma nic szlachetniejszego nad to, kiedy się dziecko uczy żyć....