poniedziałek, 5 września 2016

Gotujemy rosół

Krew mnie zalewa kiedy słyszę, że ktoś nazywa rosołem zwykły wywar z warzyw i jednego udka kurczaka.... Ja rozumiem, że dzisiaj młodzi ludzie, w zasadzie nie potrafią gotować staropolskich potraw ale dlaczego do cholery używają ich nazw do nazywania swoich pseudo dań?

Niniejszym przypominam, że ROSÓŁ,  jak mawia, nie bez racji,  ciotka Wójta i Plebana z "Rancza" to "skomplikowana kompozycja wielu warzyw i mięs".

To nie tylko włoszczyzna, czyli por, seler, marchew i pietruszka ( wymieniam, bo i z tym sporo osób miewa problemy ). To również cebula i to podpalana, kapusta włoska, pęczek koperku i pęczek natki.
Jeśli chodzi o mięso, to prawdziwy rosół gotuje się na kurze i wołowinie. Wiem, mieszczuchy takie jak ja mogą mieć pewne trudności z kupnem kury, dlatego może być kurczak. Ale nie jedna nóżka, błagam! Rosół gotujemy zawsze w dużym, olbrzymim garnku, żeby dobrze pomieścił wszystkie składniki. Pół kurczaka + mięso wołowe np. łata ( tak, tak, rosół to tłusta zupa. Nadmiar tłuszczu można później ściągnąć. ) Wagowo powinno być po równo, czyli np. 1/2kg wołowiny i 1/2 kg drobiu.
Do tego przyprawy. Sól, pieprz w ziarenkach, liście laurowe i garść suszonych podgrzybków lub prawdziwków.

Najpierw myjemy i obgotowujemy mięso. Kiedy się zagotuje wylewamy wodę, czyścimy garnek. Następnie na dnie układamy mięso, na to włoszczyznę, kapustkę. Zalewamy wodą i dodajemy przyprawy oraz grzybki. Nastawiamy gar i pilnujemy, żeby woda się nie zabuzowała, bo rosołu nie wolno doprowadzać do wrzenia. Pamiętajmy również, że w rosole nie mieszamy łychą jak w kapuśniaku czy innej ogórkowej. To ma się "tyrtosić, pykać" pod przykryciem, bez dotykania.
Natępnie podpalamy cebulkę i dodajemy ją do gara kiedy rosół już się gotuje, jest przykręcony. Ta operacja ma na celu sprawić, że będzie klarowny. To jest też dobry moment, żeby dodać pęczki natki i koperku. Przykrywamy i zostawiamy w spokoju na długo, bardzo długo. Rosół gotuje się pół dnia a drugie pół dnia dobrze jak naciąga.

No i do prawdziwego rosołu nie wypada podać makaronu z paczki... Prawdziwy rosół podajemy z prawdziwym makaronem własnej roboty ale o makronie innym razem.






niedziela, 4 września 2016

Trudy wyborów

Jak oddzielić serce od rozumu?
A może inaczej, kogo posłuchać?
Jak podjąć dobrą decyzję?
Życie zawodowe niani to ciągłe dylematy, trudne decyzje, walka serca z rozumem. Jakże często jest to nie rozumiane przez rodziców, poszkujących niani. Dziwią się, że niania chce mieć wybór, że nie może euforycznie podjąć decyzji na tak, tylko dlatego, że mamie i tacie się spodobała i ONI chcą... Dziwią się również, że kiedy ma trudny wybór chce negocjować i potrzebuje czasu. W końcu obie strony mają podjąć mądrą, świadomą decyzję i być w pełni zadowolone i przekonane o słuszności wyboru.
Tak, tak, wiem... zawsze można podziękować, zawsze można się rozstać, tylko czy o to chodzi? Dzieci się przywiązują, przyzwyczajają. Trudno po miesiącu czy dwóch powiedzieć przepraszam, ale znalazłam ciekawszą ofertę. To nie pani w sklepie, to nie ksiągowa, to nie asystentka, sekretarka czy recepcjonistka. Dzisiaj ta, jutro inna, byle temat ogarnęła. Niania to prawie jak członek rodziny, to osoba, która staje się powierniczką najskrytszych domowych sekretów, to ciocia, która przytula, całuje, ociera łzy twojemu dziecku, kiedy ciebie nie ma. To nie wszystko jedno czy ta, czy tamta. To ktoś, kto daje poczucie bezpieczeństwa twojemu maluszkowi, ktoś, kto sprawia, że możesz w pracy skupić się na swoich zadaniach, możesz się realizować, możesz spać spokojnie.
My, nianie z prawdziwego zdarzenia, odpowiedzialne, zdajemy sobie z tego sprawę. Dlaczego Wy, rodzice tak lekko i bezrosko to traktujecie? Dlaczego uważacie, że każda z nas idąc do Was do domu, na rozmowę, z góry zdecyduje sie na współpracę z Wami i tylko czeka niecierpliwie na wasz telefon lub wpadnie w zachwyt, kiedy zdecydujecie się od razu na spotkaniu?
PAMIĘTAJCIE, że wybór jest obustronny. Nie jesteście manną z nieba. My nianie mamy wiele ofert, wiele rozmów i mamy prawo wyboru, prawo porównania, chociaż decyzja o wyborze danej rodziny i odrzuceniu innej bywa niezwykle ciężka i trzeba odsunąć na bok emocje i dać dojść do głosu rozumowi, bo to nasze życie, nasza, bardzo odpowiedzialna praca.

piątek, 19 sierpnia 2016

Warszawa Ursynów lub bliskie okolice :) SZUKAM PODOPIECZNEGO

NIE AKTUALNE!!!!!!!!!!!!!!! ZNALAZŁAM :)


Najtrudniej się w życiu czeka...
Sprawiam, że ten czas, mija bez łez...

Szukam podopiecznego  na max 8h/dziennie ( 16zł/h )
Najwcześniej od 01.09.2016. Dyspozycyjna jestem od poniedziałku do piątku nie wcześniej niż od 8:00 do max 17:00.
Kontakt tel: 513304858
lub mail: niania.byc@gmail.com

 Poszukuję maluszka, z którym mogłabym się zaprzyjaźnić i spędzić z nim wiele miłych chwil, kiedy Wy, jego rodzice będziecie w pracy.
Oferuję ciepło, uśmiech i doświadczenie. Od 16 lat zajmuję się opieką nad noworodkami, niemowlętami i dziećmi do lat 3. Z powodzeniem pomagam w kwestiach higieny, żywienia i rozwoju. Spędzam z dziećmi wiele godzin na spacerach, podczas których wspólnie poznajemy otaczający nas świat. Na placach zabaw, gdzie miło bawimy się i zawieramy pierwsze znajomości z rówieśnikami. W domu, czytając bajki, ucząc się przy pomocy książek i zabawek. Wspólnie pracujemy nad rozwojem,  korzystaniem z nocnika, samodzielnym jedzeniem i ubieraniem. To wszystko okraszone niezliczoną dawką śmiechu, przytulań i ciepła tak potrzebnego każdemu dziecku. Oczywiście nie zapominamy o dobrych manierach i posłuszeństwie, nad którym wspólnie z mamą i tatą pracujemy.
Jestem "ciocia gaduła",  dużo z dziećmi rozmawiam, opowiadam, tłumaczę, ot tak, przy okazji, spontanicznie, naturalnie. Dbam o poprawną mowę, tak, by dziecko osłuchiwało się z ładną polszczyzną.
Uczę szacunku dla innych ludzi, zwierząt i roślin.
Dbam o bezpieczeństwo, ale nie chronię nadmiernie przed siniakami. Jestem zdania, że dziecko powinno zdobywać doświadczenie życiowe i starać się być samodzielne na tyle, na ile pozwala na to jego wiek. Dlatego nie robię draki, kiedy się przewróci czy umorusa. Pozwalam na eksperymenty i pobudzam odwagę.
Kiedy zdarzy się choroba jestem elastyczna i empatyczna. Szanuję cudze słabości, również małego człowieka. Jestem obok, by dać poczucie bezpieczeństwa, chociaż czasem przypłacam to zarażeniem. Pomagam ( w razie potrzeby ) w wizytach u lekarza i ściśle współpracując z rodzicami podaję lekarstwa ( nigdy bez konsultacji ).
Mówią też, że jestem asertywna. Fakt, potrafię powiedzieć "nie" a kiedy trzeba walczę jak lwica. Dziecko pozostawione mojej opiece ma gwarancję, że stanę za nim murem.  Jestem też szczera, kłamstwa nie leżą w mojej naturze. Nie oszukuję też dzieci.

A jakie mam wady?
Nie jestem cyborgiem, dlatego nie podejmuje się żadnych obowiązków peryferyjnych. Nie lubię prasować, więc tego nie robię, tym bardziej, że opiekę nad dziećmi traktuję poważnie i odpowiedzialnie a to kłóci się z braniem na siebie dodatkowych obowiązków. Nie oznacza to jednak, że nie posprzątam po wspólnej zabawie czy po posiłku. Czasem nawet zdarza mi się zrobić coś od siebie ale to w formie bonusa a nie obowiązku.
Mam czasem potrzebę odpocząć i wtedy oczekuję zrozumienia, że urlop należy się każdemu pracującemu człowiekowi, nawet temu, który ma umowę śmieciową. 
Łapię od dzieci rotawirusy, więc jeśli mój podopieczny zachoruje najprawdopodobniej ja też.
Nie jestem tania. Mam duże doświadczenie, daję z siebie wiele, więc oczekuję odpowiedniego wynagrodzenia.
Nie budzę dzieci kiedy śpią ( chyba, że w nadzwyczajnych, sporadycznych sytuacjach ). 

A prywatnie kim jestem?
Mieszkam na Imielinie.
Mam męża, dwa koty i psa. Dzieci własnych nie mamy ze względów biologicznych.
Z natury jestem wesoła i pogodna. Mam jednak sentymentalną, czasem melancholijną naturę. Lubię przyrodę i spokój. Urodziłam się na przełomie Września i Października, więc jestem dzieckiem babiego lata. Jesień to moja ulubiona pora roku. Urodziłam się i wychowałam w Warszawie.
Mam ściśle określony światopogląd. W życiu kieruję się zasadami z Pisma Świętego. Wolność człowieka w sprawach religii szanuję bezwzględnie i tego samego oczekuję. Nie wtrącam się do duchowego aspektu wychowywania dzieci. Uważam to za sprawę osobistą i nie oceniam niczyich wyborów.
Jestem okrąglutką kobietką, co nie oznacza, że nie nadążam za dwulatkiem :)
Jeśli zainteresowałam Państwa swoją ofertą, to zapraszam do osobistego kontaktu.

 SPRAWY, NA KTÓRYCH BARDZO MI ZALEŻY:
W pierwszym miesiącu pracy chciałabym rozliczać się tygodniowo.
W drugim miesiącu co dwa tygodnie.
Od trzeciego miesiąca pracy raz w miesiącu, z ostatnim dniem pracującym.
Interesuje mnie tylko współpraca na warunkach stałej stawki miesięcznej.
Biorąc pod uwagę moje wieloletnie doświadczenie poparte wieloma bardzo dobrymi referencjami, oraz ogrom zaangażowania jakie wkładam w każde dziecko powierzone mojej opiece, moja stawka od roku 2013 wynosi 2800zł za 8h system pracy, czyli około 16zł/h.  Przy krótszym dniu pracy stawka jest proporcjonalnie mniejsza, jednak, nie niższa niż 2400zł.  Zastrzegam sobie prawo do większej stawki, jeśli zakres obowiazków obejmuje więcej niż jedno dziecko. 
Każda dodatkowa godzina mojej pracy ( tylko okazjonalnie! ) to koszt 20zł.
Wszelkie dni wolne wynikające z kalendarza uznaję za niepracujące.
Wszystkie dni wolne, leżące po Państwa stronie uznaję za 100% płatne.
Oczekuję też urlopu wypoczynkowego 100% płatnego ale tutaj staram się być w miarę możliwości elastyczna i ustalam ów urlop z wyprzedzeniem. 
Nie łączę obowiązków pomocy domowej z opieką nad dziećmi. Tylko szampony miewają zdolność bycia dwa w jednym ;)
 
Interesuje mnie współpraca na warunkach legalnych z pisemną umową. UMOWA UAKTYWNIAJĄCA. 

Podwójna ja, czyli niania z nie jednym obliczem...



Tak, tak... ta sama... Na pierwszej fotografii radosna, ciepła. Na drugiej fotce pewna siebie, mocna. Składam się z wielu cech, dla jednych sprzecznych a dla innych wręcz przeciwnie, spójnych.
Stąpam mocno  po ziemi, nie ma we mnie naiwności a jednocześnie bywam infantylna, dziecinna. Może wynika to z codziennego obcowania z małymi dziećmi. Lubię wygłupy, lubię tańczyć, wirować, śmiać się... jestem pogodna, roześmiana, figle mi w głowie. Z drugiej jednak strony jestem konkretną, zaradną, asertywną i nie głupią  kobietą. Nie łatwo jest mnie wyprowadzić na manowce. Znam swoją wartość i nie pozwalam nikomu sprowadzić się do parteru.

środa, 10 sierpnia 2016

KREATYWNOŚĆ czy nadopiekuńczość?

Ostatnio jestem na etapie poszukiwań nowego podopiecznego. Chodzę na rozmowy i za każdym razem, mniej lub bardziej wprost, jestem pytana o kreatywność.

A co dla ciebie drogi rodzicu oznacza kreatywność? .......

Zadziwia mnie, zdumiewa, szokuje wręcz, kiedy rodzice oczekują, że niania w 100% zorganizuje czas ich dziecku. Żebyśmy się źle nie zrozumieli. To jest z krzywdą dla dziecka, kiedy wypełniamy mu jego czas na maxa. Podkreślam, JEGO CZAS! Bo nie ma nic złego w zaproponowaniu jakiejś wspólnej zabawy, podpowiedzeniu czasem, jak można się pobawić ale błagam! To przede wszyskim dziecko ma wymyślać zabawy, dziecko ma nauczyć się być same ze sobą, ma ogarnąć umiejętność zorganizowania sobie samemu wolnego czasu. Dorośli jedynie mogą  podpowiadać i uczestniczyć w zabawach, grach wymyślonych przez dziecko.

Przykład pozytywny:
Chłopiec lat 5 mówi; ciociu pograsz ze mną w chińczyka?
ciocia: oczywiście, że pogram.

Przykład negatywny:
Chłopiec 5 lat; nudzi mi się...
ciocia: pograjmy w chińczyka.

Dostrzegasz różnicę?
 Nie ma nic złego w zabawie z dzieckiem! Ale niech  dziecko będzie w tej zabawie sternikiem. Pomagajmy dzieciom się rozwijać i nie blokujmy ich wymyślaniem za nich zabaw.

KREATYWNE MA BYĆ PRZEDE WSZYSTKIM DZIECKO! Kreatywna niania jest ok, pod warunkiem, że to mądra kreatywność.


http://swiadomaedukacja.pl/wolne-dzieci/  - lektura obowiązkowa ;)

cyt:

Dzieci podczas swobodnej zabawy uczą się:
  • nawiązywania przyjaźni,
  • podejmowania decyzji,
  • przezwyciężania strachu,
  • rozwiązywania konfliktów i problemów,
  • radzenia sobie z emocjami,
  • tworzenia reguł i ich przestrzegania,
  • odkrywania swoich zdolności i upodobań,
  • odwagi i przejmowania kontroli nad własnym życiem.







czwartek, 14 kwietnia 2016

Wiosna? apsik!

Kocham, uwielbiam i nienawidzę. Tak, chodzi o tę porę roku, o wiosnę. Bo  jak nie kochać kiedy dnie stają się coraz dłuższe, cieplejsze, słoneczniejsze? Jak nie uwielbiać za tę budzącą się do życia przyrodę? Za pierwsze kwiatki, za pierwsze listki? Za ten cudny śpiew ptaków, rechot żab?
A z drugiej strony jakże nienawidzę za pylącą Brzozę. Najchętniej przespałabym Kwiecień, żeby ominęła mnie ta wątpliwa przyjemność kichania, łzawienia, szczypania, swędzenia, duszności i wciąż cieknącego nosa. 
A jednak kiedy tylko robi się cieplej, kiedy tylko pojawiają się w sprzedaży pierwsze wiosenne kwiatki, zaraz jedziemy do ogrodniczego. I w tym roku nie obyło się bez zakupów.

Zwieźliśmy trochę tego do domu. 




Było sadzenie w doniczki i rozstawianie po balkonie.







A teraz jest m.in tak:




Jeszcze chwilka a znów moje życie domowe będzie się głównie toczyć na balkonie. Minie upiorny Kwiecień a z nim odejdą pyłki Brzozy i życie znów będzie piękne, kolorowe. 

A jak tam u was? Balkony odżyły po zimie czy nadal straszą brudną balustradą i brakiem kwiatów? 

wtorek, 19 stycznia 2016

kochaj mądrze. Inaczej skarzesz swojego syna na życiowe inwalidztwo.

Straszne?
Owszem.
Wychowanie syna na faceta a nie na fajtłapę to zadanie rodziców. Wcale nie trudne, trzeba tylko w porę odciąć pępowinę. Najlepiej zaraz po porodzie. 
Mamusie niestety mają tendencję do nadmiernego nadskakiwania swoim synkom. Córki zdecydowanie inaczej się wychowuje. Efekt? 30, 40 letni mężczyzna mieszkający z rodzicami. I proszę mi kitu o braku pieniędzy nie wciskać. Pół biedy jak synuś nie ma ciągot matrymonialnych ale może być jeszcze gorzej. Taki chłopczyk lat 30 to już czasem chciałby mieć żonę, dzieci, i co? No wyjścia są dwa. Albo znajdzie sobie taką z mieszkaniem ( tylko czy ona będzie chciała mami synusia? ) albo sprowadzi to cudo mamusi do domu i zamieszkają razem. O zgrozo! Najgorsze co się może w życiu przytrafić, szczególnie na początku małżeństwa, kiedy jest burza fermonów, z łóżka by człowiek najchętniej nie wychodził, głośne orgazmy a tu mamusia za ścianą... Sami przyznacie, że w takich warunkach nie idzie. Bo mamusie to mają jeszcze taki ( jeden z wielu zresztą ) brzydki zwyczaj, że do pokoju synusia wchodzą bez pukania :) ups! A to wy... oj, nie wiedziałam.... bo według mamusi jej synuś dzidziuś takich brzydkich rzeczy nie robi. Każdy inny tak, tylko jej syneczek nie.
Ale wracając do meritum.
Żeby się nie okazało, że nasze dziecko to życiowy nieudacznik, niebieski ptak czy inny Piotruś Pan to trzeba o tym pomyśleć od początku.
Po co mu mamo ciągle poprawiasz ten szalik? Dlaczego mówisz: " nie biegaj, bo się spocisz", albo jeszcze gorzej: "nie biegaj bo się zmęczysz"... A przecież takie teksty słyszę codziennie z ust zatroskanych mam i babć. Babcie, nawet te najukochańsze należy trzymać z dala od dzieci. Tak już mają, że psują. Raz na miesiąc proszę bardzo, żeby móc z mężem do kina wyskoczyć, jednak codziennie nigdy w życiu! Tak, tak, ja wiem... babcia to często darmowa niania... Oszczędność pieniędzy i ile pożytku! Obiad ugotuje przy okazji, odkurzy albo poprasuje za friko. Tak, tak, nie wmawiaj mi, że nie. Na szczęście nie każda babcia się daje. Ale znów odbiegliśmy od tematu...
Po co, co 5 minut podtykasz mu pod nosek jedzenie? Przecież dopiero co zjadł śniadanie! "Może zjesz bananka? No, chociaż kawałeczek, widzisz jaki dobry bananek.  A mandarynkę? Zobacz obrałam ze skórki, zjedz kochanie, jest pyszna. Nie jesteś głodny? Zrobię ci kanapeczkę. Nie chcesz? To może paróweczkę na ciepło..." - i tak cały dzień, jak mantra, do zrzygania. Niestety. Synuś się przyzwyczaja, że mu się nadskakuje, że wszystko pod nosek.
"Ojej jaki zmęczony jesteś, kochanie, daj, mamusia ( albo babunia ) posprząta klocuszki. Moje biedactwo, taki padnięty. Zaraz ci mleczka podgrzeję to sobie przed snem wypijesz ( z butelki ze smokiem oczywiście, chociaż synuś ma 3 latka ). Nie, nie koniecznie ubierz sweterek na piżamkę. I skarpetki, bo zmarzniesz. O tak. Mamusia cię okryje ( i kaloryfer na 5 ustawi ). Co? chcesz spać z nami? (!) No dobrze. To chodź ( i sex szlag trafił )... ŻYCIE!
To początkowy wstęp do wyprodukowania fajtłapy. 
Potem jest jeszcze gorzej.
"Co robisz?" - "Gram". "A to dobrze, to graj sobie, graj, mamusia ci obiadek do pokoiku przyniesie. Zrobić ci herbatki?"
" Synku, miałeś taki bałagan w szafie. Troszkę ci poukładałam, zobacz. Tutaj masz majteczki, tutaj skarpetki sparowane. Poprasowałam ci koszulki."
"Wziąłeś kanapeczki do szkoły, które ci zrobiłam? Tam w termosie masz przygotowaną herbatkę, to weź, bo dzisiaj bardzo zimno".
Co? Śmieszne? nie śmieszne,  straszne. Tak się hoduje nieudacznika życiowego. To prosta droga do mieszkania z synusiem i jego nie zawsze lubianą żonką do grobowej deski, albo jeszcze gorzej. Wiesz, co jest najgorsze? To uczucie, kiedy przy rozstaniu, przy decyzji o rozwodzie, twoja zaraz eks synowa powie ci w oczy: " mamo to twoja wina. Wychowałaś go na debila. To przez ciebie rozwaliło się nasze życie, bo nie nauczyłaś go być odpowiedzialnym za samego siebie i za swoją rodzinę." Zapewniam cię, że to zaboli. Bardzo zaboli. Tylko, że będzie za późno. Pozostanie ci żyć z poczuciem porażki.
Chcesz wychować syna na faceta z jajami? MYŚL, WYMAGAJ, NIE TRZĘŚ SIĘ NAD NIM , KOCHAJ MĄDRZE.
Nie mogłam się powstrzymać:

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Aktualnie :)

Człowiek się starzeje, więc i pięknieje w związku z powyższym ;) Dlatego wstawiam aktualne zdjęcie, co byście się nie zdziwili przy kontakcie w realu.
 
Tak wiem... przytyłam... leki hormonalne zrobiły swoje ale nie oszukujmy się, chuda to ja nigdy nie byłam he ;)
 
 
 
 
 
A tu fotka z moim mężusiem. Lipiec 2015:
 
 
 
 
 
 

niedziela, 10 stycznia 2016

Niania też człowiek... Czasem choruje i to nie na grypę.

Niestety, tak się złożyło, że od maja 2015 jestem chora. Jakoś na początku dawałam radę godzić to z pracą, ale od 30 lipca przestało się udawać. Tegoż dnia miałam na cito zabieg abrazji, po którym miało już być dobrze. Dwa tygodnie zwolnienia, bo musiałam odpocząć i nie wolno mi było nic dźwigać  a dzieci czasem podnieść trzeba. Po dwóch tygodniach okazało się jednak, że poprawa zamieniła się w pogorszenie. Dostałam leki, ale po nich było tylko jeszcze gorzej. Co kilka dni jechaliśmy na izbę przyjęć. Nie wiele mogli mi pomóc. Groziła mi babska operacja. W końcu wycieńczona już chorobą trafiłam na cudowną ginekolog ( paniom z Warszawy chętnie polecę ). Wreszcie ktoś zaczął myśleć. W Listopadzie  trafiłam znów na cito do szpitala, tym razem na dokładną diagnostykę. Po tygodniowym pobycie okazało się, że można zastosować metodę leczenia, którą preferowała moja nowa pani doktor, i którą poparł profesor nadzwyczajny ginekologii i endokrynologii. Wiązało się to z kolejnym zabiegiem ale co tam. 01 grudnia pomyślnie zrobiono co trzeba. Odstawiłam leki, które rujnowały mnie na maxa. Teraz przez kilka miesięcy będzie jeszcze pod górkę ale z każdym miesiącem coraz lepiej. Jest na tyle dobrze, że wracam do pracy i to zaraz, od połowy Stycznia :) Mam nadzieję na udaną współpracę, tym bardziej, że to mała, słodka dziewczynka!
 
 
A to zdjęcia ze szpitala...