środa, 23 czerwca 2010

Ciężki dzień

Dzisiaj był, a w zasadzie jeszcze jest, bo piszę będąc u Iwa, ciężki dzień.
Od rana na nogach.
Najpierw sprzątanie w domu, bo kocinka trzepiąc uchem powoduje bryzgi ropy na podłodze i na meblach, więc muszę codziennie wszystko myć i czyścić.
Na 11:00 byłam umówiona z Jerzykiem ( o Nim będzie niedługo  oddzielny post, bo jeszcze się nie znacie ) a zaraz po nim od 15:00 z Iwem i to do późnego wieczora a w zasadzie do nocy. 
Na szczęście rodzice Iwa są ludźmi bardzo wrażliwymi i kochają koty, więc mogłam po odebraniu małego z przedszkola podjechać do swojego domu, celem zakroplenia łezek Broczkowi. Inaczej bardzo by go szczypało to oko :(
Była więc cała wyprawa tramwajem, potem metrem i na koniec autobusem.
Iwo zachwycony!
Kiedy weszliśmy do mojego domu okazało się, że Jemu również sprawia frajdę pobyt u niani. To taka odmiana od codzienności. Był taki podekscytowany, taki zaaferowany, że nie chciał wracać do swojego domu. Bawił się na balkonie, przypinał do suszarki spinacze, molestował pluszaki, podziwiał kwiatki ( Iwo bardzo fascynuje się wszelkimi roślinkami ), słuchał szumu muszli...
Koniec, dziecko ze łzami w oczach ubierało się do wyjścia. Na szczęście rogal na drogę i jazda metrem utuliły smutek związany z opuszczeniem mojego mieszkanka.
Teraz Iwo najedzony, wykąpany i utulony śpi smacznie a ja czekam na Jego mamę, która być może lada chwila wróci.  A jutro... Michał i Iwo, taki jest plan :)
Dobranoc....

poniedziałek, 21 czerwca 2010

kot inwalida

Jeszcze Wam nie mówiłam, że mój kotek uległ poważnemu wypadkowi :(
I nie wypadł z okna, jakby ktoś mógł pomyśleć...
Nie chcę opisywać samego zdarzenia, bo to nic przyjemnego ale muszę się wyżalić...

Było z nim tak źle, że leżał w szpitalu 8 dni. Miał zszywane podniebienie, dostawał kroplówki. Mało tego. Ma uszkodzone ucho, tak że na nie nie słyszy, oko, tak że nim nie mruga i nie zamyka go, błędnik, tak że się zatacza :(
 Teraz jest już dużo lepiej, o niebo lepiej. Chodzi w miarę prosto, nie kiwa się na boki, nie przewraca na prostej drodze i nawet zakręca bez zataczania. Ucho się oczyszcza, więc sporo ropieje, natomiast oczko muszę codziennie kilka razy nawilżać łzami w żelu, również w nocy. Niestety o ile uszko przestanie z czasem ropieć, drugi błędnik opanuje jakość funkcje tego uszkodzonego, to oczko w zasadzie nie ma szans na powrót do normy :( A kot ma dopiero 2 lata. Jednak i tak go kocham bardzo, dlatego teraz musiałam przewartościować swoje życie i układam tak plany, żeby wpadać w ciągu dnia do domu, celem zadbania o oko. Jakoś na razie się udaje bez większych trudności. Rodzice moich maluszków to ludzie wrażliwi i rozumieją moją potrzebę doglądania kotka.

Ale...
Ponieważ Broczek ma, póki co, kłopoty z ocenieniem odległości i wysokości oraz potrafi się jeszcze czasem zachwiać, zatoczyć, to musieliśmy zadbać o jego bezpieczeństwo na balkonie. Do tej pory miał pozostawione z boku trzy szczebelki bez osłony, żeby mógł sobie wyglądać. Teraz mogłoby to się zakończyć lotem na dół, dlatego, żeby mógł nadal wyglądać ale bez wychylania się zainstalowaliśmy kolejną kratkę, którą obsadziłam pnączem bardzo odpornym na warunki atmosferyczne o nazwie Celastrus Dlawisz.
Tak to teraz wygląda:

sobota, 19 czerwca 2010

Weekend z Alim jeszcze w słońcu, poniedziałek z Michałkiem już zimny i deszczowy

Tydzień temu mieliśmy w ravkiem Alberta u nas w domu.
W sobotę głównie byłam z nim sama, bo rav pracował, natomiast niedzielę spędziliśmy we trójkę, dając możliwość rodzicom Aliego zająć się swoimi sprawami.

Oczywiście jak zawsze, pobyt u niani jest nie lada przeżyciem, fascynującą przygodą... Jak nie wiele małym dzieciom potrzeba do szczęścia...

Jednak główną atrakcją była wycieczka do Łazienek. Poczuliśmy się jak rodzice :)




Zajadaliśmy gofry z owocami, podglądaliśmy wiewiórki, kaczki, pawie...

Albert padł ze zmęczenia a my mieliśmy chwilkę dla siebie...

 

 Pogoda jeszcze dopisywała, chociaż było już wyraźnie zimniej niż w poprzednich dniach. 
Jednak kolejny dzień, to z goła inna aura... 
 Nie ziścił się pomysł pójścia do pobliskiego mini zoo Michałem :( 
Mało, że było zimno, to jeszcze złapał nas deszcz. Mały Miś nie cierpi foli na wózku, więc czekaliśmy pod daszkiem aż przestanie padać.
Niestety... nie doczekaliśmy się...