sobota, 19 grudnia 2009
Kilka słów wyjaśnienia
Na pewno zastanawiacie się dlaczego od pewnego czasu nic nie piszę a szczególnie o pracy, podopiecznych... Przecież po to jest ten blog...
Niestety...
Niania też człowiek.
Jestem chora...
Nie takie tam przeziębienie, czy grypa... nie...
Zaczęło się niemal niewinnie. Ból brzucha, biegunka... Po trzech dniach wysoka gorączka, kaszel...
lekarz uznał, że to jakieś kłopoty wirusowe.
Po 5 dniach utrata przytomności...
Pogotowie...
na sygnale do szpitala....
Diagnoza?
Bakterie. Antybiotyk. Do domu.
W ciągu tygodnia pogotowie przyjeżdżało do mnie 4 razy. I nic.
Ból w klatce piersiowej. Skoki ciśnienia, ciągła gorączka i ten potworny ból brzucha.... Schudłam 7kg.
Po tygodniu gorączka spadła, kaszel zelżał. Już miało być dobrze...
Niestety...
Ból brzucha znów dał o sobie znać i przy tym dziwne uczucie w sercu...
Późny wieczór. Lekarz na dyżurze w Centrum Damiana był zaniepokojony. No i te dodatkowe skurcze serca...
Rano przyjechało pogotowie.
Blok w sercu.
Znów jazda do szpitala.
Zostałam.
Odział ratunkowy MSWiA... Monitory, kroplówki... Cała doba męki.
I co?
W żargonie medycznym: "za bardzo zwalniam" Czasem zbytnio "przyspieszam".
Bradykardia i Tachykardia. Tak na zmianę.
Skierowanie na Odział Kardiologii Zachowawczej. Czekam... 17.II.2010 - taki termin.
W między czasie Holter do kitu, Echo w normie.
I tak to aktualnie wygląda.
Na zwolnieniu lekarskim co najmniej do czasu hospitalizacji.
A co z dziećmi?
Z bólem, ogromnym bólem serca musiałam "odejść" od Zosi.
Z tego miejsca chciałabym podziękować Jej rodzicom i dziadkom za okazane mi serce, wsparcie i wiarę, że jednak wrócę.
Ledwo zdążyłam "pokochać" Zosię i przyzwyczaić się do Jej rodziny a już muszę odejść. To bardzo smutne. Mam nadzieję, że Jej nowa niania będzie lepsza ode mnie...
A co z Albertem?
Czeka... Może ciocia jednak da radę chociaż troszkę odciążyć jego rodziców...
Niestety...
Niania też człowiek.
Jestem chora...
Nie takie tam przeziębienie, czy grypa... nie...
Zaczęło się niemal niewinnie. Ból brzucha, biegunka... Po trzech dniach wysoka gorączka, kaszel...
lekarz uznał, że to jakieś kłopoty wirusowe.
Po 5 dniach utrata przytomności...
Pogotowie...
na sygnale do szpitala....
Diagnoza?
Bakterie. Antybiotyk. Do domu.
W ciągu tygodnia pogotowie przyjeżdżało do mnie 4 razy. I nic.
Ból w klatce piersiowej. Skoki ciśnienia, ciągła gorączka i ten potworny ból brzucha.... Schudłam 7kg.
Po tygodniu gorączka spadła, kaszel zelżał. Już miało być dobrze...
Niestety...
Ból brzucha znów dał o sobie znać i przy tym dziwne uczucie w sercu...
Późny wieczór. Lekarz na dyżurze w Centrum Damiana był zaniepokojony. No i te dodatkowe skurcze serca...
Rano przyjechało pogotowie.
Blok w sercu.
Znów jazda do szpitala.
Zostałam.
Odział ratunkowy MSWiA... Monitory, kroplówki... Cała doba męki.
I co?
W żargonie medycznym: "za bardzo zwalniam" Czasem zbytnio "przyspieszam".
Bradykardia i Tachykardia. Tak na zmianę.
Skierowanie na Odział Kardiologii Zachowawczej. Czekam... 17.II.2010 - taki termin.
W między czasie Holter do kitu, Echo w normie.
I tak to aktualnie wygląda.
Na zwolnieniu lekarskim co najmniej do czasu hospitalizacji.
A co z dziećmi?
Z bólem, ogromnym bólem serca musiałam "odejść" od Zosi.
Z tego miejsca chciałabym podziękować Jej rodzicom i dziadkom za okazane mi serce, wsparcie i wiarę, że jednak wrócę.
Ledwo zdążyłam "pokochać" Zosię i przyzwyczaić się do Jej rodziny a już muszę odejść. To bardzo smutne. Mam nadzieję, że Jej nowa niania będzie lepsza ode mnie...
A co z Albertem?
Czeka... Może ciocia jednak da radę chociaż troszkę odciążyć jego rodziców...
czwartek, 19 listopada 2009
Rozliczenie z U.S. - Basia wybawieniem!
Uff...
U.S. rozliczony!
Nie było łatwo, ale dzięki dobroduszności Basi, mamy mojego ravka, wszystko jest już jasne.
No i chwyciłyśmy we dwie byka za rogi i okazało się, że strach ( o wysokość podatku ) ma wielkie oczy...
Także teraz jestem prawie ekspert od księgowości :)
U.S. rozliczony!
Nie było łatwo, ale dzięki dobroduszności Basi, mamy mojego ravka, wszystko jest już jasne.
BASIEŃKO!
DZIĘKUJĘ CI ZA POMOC I CZAS JAKI POŚWIĘCIŁAŚ MOJEJ LAICKIEJ GŁOWIE, BY MI WBIĆ DO NIEJ ZASADY ROZLICZANIA!
JESTEŚ WIELKA!
Kwiaty dla Ciebie, kochana...DZIĘKUJĘ CI ZA POMOC I CZAS JAKI POŚWIĘCIŁAŚ MOJEJ LAICKIEJ GŁOWIE, BY MI WBIĆ DO NIEJ ZASADY ROZLICZANIA!
JESTEŚ WIELKA!
No i chwyciłyśmy we dwie byka za rogi i okazało się, że strach ( o wysokość podatku ) ma wielkie oczy...
Także teraz jestem prawie ekspert od księgowości :)
poniedziałek, 9 listopada 2009
Albert...
Tak, jak myślałam...
Albert okazał się przemiłym dzieckiem. Uśmiechnięty, pucołowaty chłopczyk :) Taki akurat do schrupania :)
Oczywiście, jako przedstawiciel płci męskiej, nie jest tak emocjonalny jak Zosia, która, nie da się ukryć, jest, jak na kobietę przystało, bardzo ekspresyjna, "gadatliwa" i przeogromnie pieszczotliwa.
Albert, typowy mężczyzna, oszczędny "w wypowiedziach", lubi być blisko i przejawia zainteresowanie kobiecymi kształtami :) Jednak dobrze wróży na przyszłość, bo pomimo swoich facecikowych cech, nie jest jak typowy przedstwiciel brzydkiej płci, śpiochem i łasuchem :))))
Albert okazał się przemiłym dzieckiem. Uśmiechnięty, pucołowaty chłopczyk :) Taki akurat do schrupania :)
Oczywiście, jako przedstawiciel płci męskiej, nie jest tak emocjonalny jak Zosia, która, nie da się ukryć, jest, jak na kobietę przystało, bardzo ekspresyjna, "gadatliwa" i przeogromnie pieszczotliwa.
Albert, typowy mężczyzna, oszczędny "w wypowiedziach", lubi być blisko i przejawia zainteresowanie kobiecymi kształtami :) Jednak dobrze wróży na przyszłość, bo pomimo swoich facecikowych cech, nie jest jak typowy przedstwiciel brzydkiej płci, śpiochem i łasuchem :))))
piątek, 6 listopada 2009
Nowy podopieczny :)
Mam nowego podopiecznego. Jest młodziutkim, dziewięciomiesięcznym ( tak jak Zosia ) przystojniakiem o poważnym imieniu, Albert...
Nie, nie...
Zosia nadal jest "moją" główną dziecinką! I to się prędko nie zmieni :)
Albertem będę się opiekowała w weekendy, kiedy rodzice postanowią się rozerwać lub po prostu odpocząć, zdystansować. Taka ciocia awaryjna, dochodząca ale stała. Jutro idę pierwszy raz, na wspólną, zapoznawczą zabawę. Albert mnie jeszcze nie zna, bo kiedy byłam na rozmowie, z Jego rodzicami, to słodko spał.
Zobaczymy, jak się to wszystko poukłada ale jestem dobrej myśli. Rodzice to młodzi, bardzo sympatyczni ludzie, więc dziecko, dziedzicząc ich geny, pewnie też jest miłe :)
W każdym razie debiut jutro o 12:00, więc życzcie mi powodzenia :)))
Nie, nie...
Zosia nadal jest "moją" główną dziecinką! I to się prędko nie zmieni :)
Albertem będę się opiekowała w weekendy, kiedy rodzice postanowią się rozerwać lub po prostu odpocząć, zdystansować. Taka ciocia awaryjna, dochodząca ale stała. Jutro idę pierwszy raz, na wspólną, zapoznawczą zabawę. Albert mnie jeszcze nie zna, bo kiedy byłam na rozmowie, z Jego rodzicami, to słodko spał.
Zobaczymy, jak się to wszystko poukłada ale jestem dobrej myśli. Rodzice to młodzi, bardzo sympatyczni ludzie, więc dziecko, dziedzicząc ich geny, pewnie też jest miłe :)
W każdym razie debiut jutro o 12:00, więc życzcie mi powodzenia :)))
środa, 4 listopada 2009
Kocham - nie biję , kocham - reaguję, kocham - nie krzyczę, kocham - mam czas....
Osobiście popieram całym sercem...
Warto przeciwdziałać przemocy!
Nie bądźmy znieczuleni na zło...
Nie bójmy się interweniować...
Pomagajmy...
Perypetie rozliczeniowe dział.gosp.
I już Listopad...
Rozpoczęłam trzeci miesiąc rozliczeniowy mojej "firmy".
Jak idzie?
W ubiegłym miesiącu przeszłam piekło z rozliczeniem Zus-u, bo jak człowiek coś pierwszy raz robi, to nawet proste, wydawałoby się, rzeczy, okazują się trudne. A wszytko dzięki pracownikom Zus-u, którzy jak jeden mąż wyznają zasadę, że skoro petent nie pyta, to znaczy, że wie... Nikomu do głowy nawet nie przyjdzie, że może nie pyta, bo nie wie o co pytać...
ale.... przebrnęłam...
I nawet przy okazji książeczkę ubezpieczeniową załatwiłam :)
Teraz Zus już mam z głowy ale za to na horyzoncie czyha pierwsze rozliczenie z U.S, bo w ubiegłym miesiącu mój dochód ( po odliczeniu ulgi za rok 2009 ) nie osiągnął kwoty, od której płacenie podatków zaczyna być zasadne.
Jednak teraz czas na kolejne, lokalne piekiełko...
Aż skaczę z radości, że się muszę za to zabrać.
I co się okazuje? Pani w U.S owszem, poinformowała mnie na jakim druku Pit mam się rozliczać, ale zapomniała dodać, że to chodzi o rozliczenie roczne ( tym zajmę się w nowym roku ) a mnie interesuje, póki co, rozliczenie miesięczne :(
i dalej nic nie wiem...
A co najgorsze nie mogę znaleźć info ani na stronie U.S ani w ogóle w necie... może źle szukam?....
A czas płynie... do 20.11 nie daleko :(
Nic to! Dam radę! A jak już raz to przejdę, to później tylko bułka z masłem... :)
No i pozdrawiam, pozdrawiam.... Wszystkie Paniusie i Panów pracujących ciężko, w pocie czoła, w oddziałach Zus-u i U.S!!!!!!!! Bardzo serdecznie pozdrawiam!
Rozpoczęłam trzeci miesiąc rozliczeniowy mojej "firmy".
Jak idzie?
W ubiegłym miesiącu przeszłam piekło z rozliczeniem Zus-u, bo jak człowiek coś pierwszy raz robi, to nawet proste, wydawałoby się, rzeczy, okazują się trudne. A wszytko dzięki pracownikom Zus-u, którzy jak jeden mąż wyznają zasadę, że skoro petent nie pyta, to znaczy, że wie... Nikomu do głowy nawet nie przyjdzie, że może nie pyta, bo nie wie o co pytać...
ale.... przebrnęłam...
I nawet przy okazji książeczkę ubezpieczeniową załatwiłam :)
Teraz Zus już mam z głowy ale za to na horyzoncie czyha pierwsze rozliczenie z U.S, bo w ubiegłym miesiącu mój dochód ( po odliczeniu ulgi za rok 2009 ) nie osiągnął kwoty, od której płacenie podatków zaczyna być zasadne.
Jednak teraz czas na kolejne, lokalne piekiełko...
Aż skaczę z radości, że się muszę za to zabrać.
I co się okazuje? Pani w U.S owszem, poinformowała mnie na jakim druku Pit mam się rozliczać, ale zapomniała dodać, że to chodzi o rozliczenie roczne ( tym zajmę się w nowym roku ) a mnie interesuje, póki co, rozliczenie miesięczne :(
i dalej nic nie wiem...
A co najgorsze nie mogę znaleźć info ani na stronie U.S ani w ogóle w necie... może źle szukam?....
A czas płynie... do 20.11 nie daleko :(
Nic to! Dam radę! A jak już raz to przejdę, to później tylko bułka z masłem... :)
No i pozdrawiam, pozdrawiam.... Wszystkie Paniusie i Panów pracujących ciężko, w pocie czoła, w oddziałach Zus-u i U.S!!!!!!!! Bardzo serdecznie pozdrawiam!
sobota, 17 października 2009
Okolica kontrastów... piękna ale nudna zarazem :(
Wspominałam już kiedyś, ze Józefosław, miejsce gdzie pracuję, jest nudne. Dzisiaj chciałabym ten wątek rozwinąć...
Jest to część podwarszawskiej miejscowości Piaseczno. A tak na prawdę modne ostatnio miejsce zamieszkania nowobogackich, tuż za granicą miasta stołecznego. Jakieś 5 lat temu rozpoczęła się ekspansja na te tereny. Wcześniej była to wieś, gdzie wrony zawracały, bez komunikacji, przytulona do południowej ściany lasu Kabackiego. Miejsce znane z katastrofy lotniczej.
Dzisiaj jedna z dodatkowych przyczyn zakorkowanej ul. Puławskiej.
I nic dziwnego... bez samochodu ani rusz.
Autobus, owszem, kursuje od 01.09.2009 linia podmiejska co 35 minut :( i tylko "muska" Józefosław od strony południowej. Ja np. muszę przejść 1300m od domu małej Zosi do przystanku, a inni mają gorzej.
Stąd też moje parcie na prawo jazdy.
Sklepy?
Jest kilka małych, wiejskich delikatesów, co to mydło i powidło za bajońskie sumy można nabyć.
Zabudowa?
Raczej niska. Przeważają zamknięte osiedla strzeżone z dwupiętrowymi bloczkami lub zabudową szeregową. Są tez domy jednorodzinne. Wszystko szczelnie zamknięte, hermetyczne, odizolowane. A dookoła pola, łąki, błota... No i las - rezerwat.
Spytacie pewnie co w takim miejscu można robić z dzieckiem? A no właśnie... Nie wiele. Póki co, Zosia jest mała, więc i tak zostają nam spacery w wózku. Jednak jak obserwuję inne nianie i mamy z dziećmi chodzącymi, to ogarnia mnie rozpacz... Nic tylko w samochód i do cywilizacji, na plac zabaw... Powiecie, no przecież do lasu możecie chodzić i tam się dziecko wybiega i na rowerku pojeździ. Racja, ale... Dojście do lasu jest utrudnione. Wzdłuż linii brzegowej są domy prywatne, jeden przy drugim i szczelnie go oddzielają. Jest jedno wejście, przy pomniku ofiar katastrofy - oddalone od nas o 3km.
Tylko proszę nie pomyśleć, że narzekam. Zastanawiam się jedynie, dlaczego ludzie zabudowując taki teren, nie przystosowują go do mieszkańców? Nie przystosowują infrastruktury? Przecież tutaj nic nie ma. Istne zadupie. O przychodni to już nawet pewnie nikt nie marzy, ale żeby placu zabaw nie było? Ławki? Ba! Przyzwoitego chodnika? Normalnych sklepów? Autobus jeden, jedyny, zapchany po brzegi, bo zapotrzebowanie ogromne a tu tylko dwa na godzinę jadą, o ile przyjadą? Mnie się to w głowie nie mieści... Wiecie, że tu nawet lamp przy drodze nie ma?
Ale, ale... są też pozytywy...
Ptaki śpiewają, pieski szczekają, koguty pieją... Człowiek bliżej natury jest... Zielone pola, łąki, las... I ten zapach z kominów... w końcu zaczął się sezon na kominki... i palone drewno... Bajecznie...
A wieczorem ciemno, gwiazdy widać... i cisza... żywego ducha nie ma jak wracam do domu. Czasem przemknie jakieś auto... Kupiłam sobie latarkę, żeby po ciemku, w jakąś dziurę nie wpaść, albo nie stracić zębów, na jakimś korzeniu :))) I wracam. Do domu, do mojego, znajomego zgiełku ulic, szumu, świateł... tutaj jestem u siebie. bezpieczna. W Warszawie.
Jest to część podwarszawskiej miejscowości Piaseczno. A tak na prawdę modne ostatnio miejsce zamieszkania nowobogackich, tuż za granicą miasta stołecznego. Jakieś 5 lat temu rozpoczęła się ekspansja na te tereny. Wcześniej była to wieś, gdzie wrony zawracały, bez komunikacji, przytulona do południowej ściany lasu Kabackiego. Miejsce znane z katastrofy lotniczej.
Dzisiaj jedna z dodatkowych przyczyn zakorkowanej ul. Puławskiej.
I nic dziwnego... bez samochodu ani rusz.
Autobus, owszem, kursuje od 01.09.2009 linia podmiejska co 35 minut :( i tylko "muska" Józefosław od strony południowej. Ja np. muszę przejść 1300m od domu małej Zosi do przystanku, a inni mają gorzej.
Stąd też moje parcie na prawo jazdy.
Sklepy?
Jest kilka małych, wiejskich delikatesów, co to mydło i powidło za bajońskie sumy można nabyć.
Zabudowa?
Raczej niska. Przeważają zamknięte osiedla strzeżone z dwupiętrowymi bloczkami lub zabudową szeregową. Są tez domy jednorodzinne. Wszystko szczelnie zamknięte, hermetyczne, odizolowane. A dookoła pola, łąki, błota... No i las - rezerwat.
Spytacie pewnie co w takim miejscu można robić z dzieckiem? A no właśnie... Nie wiele. Póki co, Zosia jest mała, więc i tak zostają nam spacery w wózku. Jednak jak obserwuję inne nianie i mamy z dziećmi chodzącymi, to ogarnia mnie rozpacz... Nic tylko w samochód i do cywilizacji, na plac zabaw... Powiecie, no przecież do lasu możecie chodzić i tam się dziecko wybiega i na rowerku pojeździ. Racja, ale... Dojście do lasu jest utrudnione. Wzdłuż linii brzegowej są domy prywatne, jeden przy drugim i szczelnie go oddzielają. Jest jedno wejście, przy pomniku ofiar katastrofy - oddalone od nas o 3km.
Tylko proszę nie pomyśleć, że narzekam. Zastanawiam się jedynie, dlaczego ludzie zabudowując taki teren, nie przystosowują go do mieszkańców? Nie przystosowują infrastruktury? Przecież tutaj nic nie ma. Istne zadupie. O przychodni to już nawet pewnie nikt nie marzy, ale żeby placu zabaw nie było? Ławki? Ba! Przyzwoitego chodnika? Normalnych sklepów? Autobus jeden, jedyny, zapchany po brzegi, bo zapotrzebowanie ogromne a tu tylko dwa na godzinę jadą, o ile przyjadą? Mnie się to w głowie nie mieści... Wiecie, że tu nawet lamp przy drodze nie ma?
Ale, ale... są też pozytywy...
Ptaki śpiewają, pieski szczekają, koguty pieją... Człowiek bliżej natury jest... Zielone pola, łąki, las... I ten zapach z kominów... w końcu zaczął się sezon na kominki... i palone drewno... Bajecznie...
A wieczorem ciemno, gwiazdy widać... i cisza... żywego ducha nie ma jak wracam do domu. Czasem przemknie jakieś auto... Kupiłam sobie latarkę, żeby po ciemku, w jakąś dziurę nie wpaść, albo nie stracić zębów, na jakimś korzeniu :))) I wracam. Do domu, do mojego, znajomego zgiełku ulic, szumu, świateł... tutaj jestem u siebie. bezpieczna. W Warszawie.
piątek, 16 października 2009
Wczoraj był Dzień dziecka utraconego
W tym miejscu chciałabym przytulić wszystkich rodziców, którzy noszą w sercu tęsknotę za małą istotką, którą pokochali a nie dane im było aby zaistniała dla innych...
Również tych, których dziecko urodziło się, by umrzeć przed nimi...
Nie zaistnieć
... gdy kobieta traci upragnioną ciążę...
:(
Świt...
Krew...
Umarło życie
we mnie...
A tyle wniosło nadziei,
marzeń...
Teraz łzy,
ból...
Może następnym razem...
Agnieszka Piotrowska
12.01.2008
Również tych, których dziecko urodziło się, by umrzeć przed nimi...
Nie zaistnieć
... gdy kobieta traci upragnioną ciążę...
:(
Świt...
Krew...
Umarło życie
we mnie...
A tyle wniosło nadziei,
marzeń...
Teraz łzy,
ból...
Może następnym razem...
Agnieszka Piotrowska
12.01.2008
środa, 14 października 2009
hu hu ha, hu hu ha, nasza jesień zła...
Istny kataklizm! Ledwo dojechałam na tą "moją" wiochę rano, ale nie sądziłam, że z powrotem będzie jeszcze gorzej... Cały dzień wiało i sypało mokrym, paskudnym śniegiem. 10h siedziałam zamknięta w wielkim domu, bo jak tu wyjść z małą na spacer? Choćbym miała szczere chęci, to nie da rady :( Tu nikt drogi nie odśnieża a chodników nie ma :(
niedziela, 27 września 2009
sobota, 26 września 2009
Kulisy Tvn Style, wedle życzenia agi :)
Słuchajcie, to czego nigdy nie zapomnę to to okropne krzesło! Co za męka! Ledwo się wgramoliłam a siedzenie na nim przez 40 minut było nie lada wyczynem! KOSZMAR! Nie mogłam się skupić na gatce, bo myślałam o tym cholernym barowym stołko-fotelu ;)
Ale po kolei...
Przyjechał po mnie kierowca z Tvn Style do pracy, bo nagranie było o 19:00 a ja kończę o 18:00. Były koszmarne korki a ja musiałam o 18:30 usiąść wizażystce na fotelu. Facet jechał świetnie! Byliśmy punktualnie. No i bardzo rozładował atmosferę i nerwy konwersacją i humorem. Poza tym czekał na mnie, aż skończę nagranie i odwiózł mnie do domu.
W charakteryzatorni (no może to za duże słowo) miła Pani zrobiła mi make up. Potem zostałam zaproszona do pokoju, salki nagrań. Moim oczom ukazało się 7 chłopa i 1 kobieta, która zresztą wcześniej ze mną rozmawiała i to ona głównie prowadziła rozmowę a w zasadzie wywiad, bo to były pytania i moje odpowiedzi. Był tez reżyser, który także wtrącał swoje trzy grosze i pytał o różne rzeczy. Reszta to operatorzy kamer ( 4 sztuki ), dźwiękowiec i jeszcze jeden od świateł. Oni wszyscy po jednej stronie a ja, na tym upiornym foteliku po drugiej - oświetlona, oni w zaciemnieniu. Mikrofon gigant wisiał mi nad głową.
No i się zaczęło... Zapadła cisza, światła przygaszono, i wszystkie oczy wlepione we mnie.... Chciałam uciec ale już nie mogłam, bo padło pierwsze pytanie... Myślałam, że nie dam rady na nie odpowiedzieć, aż się zapowietrzyłam ale jakoś pchnęłam pierwsze zdanie i dalej poszło.... po kilku minutach już nie widziałam tych kamer, tylko gadałam, gadałam, gadałam.... i myślałam o krześle :)
Ci wszyscy ludzie byli bardzo mili, sympatyczni. Wytworzyli fajną atmosferę. Wszystko było bardzo naturalne, oprócz pozycji na tym upiornym krzesełku.
Na koniec dostałam od reżysera kasztany, prosto z Łazienek, bo Tvn Style ma siedzibę zaraz przy parku.
I tyle...
było....
minęło....
Ale po kolei...
Przyjechał po mnie kierowca z Tvn Style do pracy, bo nagranie było o 19:00 a ja kończę o 18:00. Były koszmarne korki a ja musiałam o 18:30 usiąść wizażystce na fotelu. Facet jechał świetnie! Byliśmy punktualnie. No i bardzo rozładował atmosferę i nerwy konwersacją i humorem. Poza tym czekał na mnie, aż skończę nagranie i odwiózł mnie do domu.
W charakteryzatorni (no może to za duże słowo) miła Pani zrobiła mi make up. Potem zostałam zaproszona do pokoju, salki nagrań. Moim oczom ukazało się 7 chłopa i 1 kobieta, która zresztą wcześniej ze mną rozmawiała i to ona głównie prowadziła rozmowę a w zasadzie wywiad, bo to były pytania i moje odpowiedzi. Był tez reżyser, który także wtrącał swoje trzy grosze i pytał o różne rzeczy. Reszta to operatorzy kamer ( 4 sztuki ), dźwiękowiec i jeszcze jeden od świateł. Oni wszyscy po jednej stronie a ja, na tym upiornym foteliku po drugiej - oświetlona, oni w zaciemnieniu. Mikrofon gigant wisiał mi nad głową.
No i się zaczęło... Zapadła cisza, światła przygaszono, i wszystkie oczy wlepione we mnie.... Chciałam uciec ale już nie mogłam, bo padło pierwsze pytanie... Myślałam, że nie dam rady na nie odpowiedzieć, aż się zapowietrzyłam ale jakoś pchnęłam pierwsze zdanie i dalej poszło.... po kilku minutach już nie widziałam tych kamer, tylko gadałam, gadałam, gadałam.... i myślałam o krześle :)
Ci wszyscy ludzie byli bardzo mili, sympatyczni. Wytworzyli fajną atmosferę. Wszystko było bardzo naturalne, oprócz pozycji na tym upiornym krzesełku.
Na koniec dostałam od reżysera kasztany, prosto z Łazienek, bo Tvn Style ma siedzibę zaraz przy parku.
I tyle...
było....
minęło....
wtorek, 22 września 2009
Baju baj baju baj proszę Pana... Ja nie jestem taka pierwsza lepsza niania... :-)
czwartek, 17 września 2009
Zakres zagadnień do rozmowy w Tvn Style
Treść maila jaki otrzymałam od Redakcji Tvn Style:
"Witam Pani Agnieszko,
Przesylam Pani zagadnienia, ktore chcielibysmy poruszyc w naszym programie. Program nagrywamy 22.09 (wtorek) na ul. Kawalerii 5. Nagranie z Pani udzialem chcielibysmy zaczac o godz. 19.00 – jezeli moglaby sie Pani zjawic w studio o godz. 18.30 (zeby przypudrowac nos :-) ) - byloby idealnie. Przed godziną 18.00 przyjedzie po Panią nasz kierowca.
Jakby Pani mogla mi jeszcze napisac kilka slow o sobie: ile Pani ma lat, gdzie i jak sie Pani przygotowywala do zawodu niani, ile lat Pani pracuje jako niania, to bylabym bardzo wdzieczna :-)
Pozdrawiam,
K.
Zagadnienia:
- czy sa jakies szkoly/kursy, gdzie szkoli sie opiekunki do dzieci?
- w jaki sposob zalezc dobra opiekunke do dziecka, gdzie jej szukac?
- po czym podczas pierwszej rozmowy mozna poznac dobra nianie?
- co podczas pierwszej rozmowy powinno wzbudzić podejrzenia, że niania nie jest kompenentna?
- jakie cechy powinna posiadac dobra niania?
- jakich cech nie powinna miec?
- czy kazdy nadaje sie na nianie?
- czy słyszała Pani o niekompenentnych nianiach?
- jaka krzywde dziecku moze zrobic zla niania?
- jak radza sobie nianie z trudnymi dziecmi?
- ile zarabia niania? (tak mniej wiecej :-) czy jest to dobra pensja?)"
"Witam Pani Agnieszko,
Przesylam Pani zagadnienia, ktore chcielibysmy poruszyc w naszym programie. Program nagrywamy 22.09 (wtorek) na ul. Kawalerii 5. Nagranie z Pani udzialem chcielibysmy zaczac o godz. 19.00 – jezeli moglaby sie Pani zjawic w studio o godz. 18.30 (zeby przypudrowac nos :-) ) - byloby idealnie. Przed godziną 18.00 przyjedzie po Panią nasz kierowca.
Jakby Pani mogla mi jeszcze napisac kilka slow o sobie: ile Pani ma lat, gdzie i jak sie Pani przygotowywala do zawodu niani, ile lat Pani pracuje jako niania, to bylabym bardzo wdzieczna :-)
Pozdrawiam,
K.
Zagadnienia:
- czy sa jakies szkoly/kursy, gdzie szkoli sie opiekunki do dzieci?
- w jaki sposob zalezc dobra opiekunke do dziecka, gdzie jej szukac?
- po czym podczas pierwszej rozmowy mozna poznac dobra nianie?
- co podczas pierwszej rozmowy powinno wzbudzić podejrzenia, że niania nie jest kompenentna?
- jakie cechy powinna posiadac dobra niania?
- jakich cech nie powinna miec?
- czy kazdy nadaje sie na nianie?
- czy słyszała Pani o niekompenentnych nianiach?
- jaka krzywde dziecku moze zrobic zla niania?
- jak radza sobie nianie z trudnymi dziecmi?
- ile zarabia niania? (tak mniej wiecej :-) czy jest to dobra pensja?)"
wtorek, 15 września 2009
Tym razem w TV :)
Tvn Style zaproponowało mi udział w programie, z cyklu o różnych zawodach. Nagranie odbędzie się 22.09. Kiedy na antenie? Jeszcze nie wiem... Jedyne co mogę zdradzić, to to, że będzie poważnie, profesjonalnie...
Jak to było dzisiaj?
Chciałam Wam pokazać na filmie, jak wyglądają nasze spacery z Zosią, jaka okolica itd. Wszystko niby gotowe, film dzielnie nagrałam... Niestety mój Winamp tego nie czyta :( No nie wiem, czy dam radę to zmienić, ale jeśli się uda to wgram na bloga.
A tym czasem musicie się zadowolić zdjęciami :)
Najpierw spacerek:
A tym czasem musicie się zadowolić zdjęciami :)
Najpierw spacerek:
Potem zabawa na trawie w przydomowym ogrodzie:
sobota, 12 września 2009
Światem zaczęła rządzić jesień ... Topi go w żółci i czerwieni ....
Balkon nabiera pomału jesiennego wyglądu...
Niedługo przyjdzie czas na porządki i przygotowanie roślin do zimy. Już teraz bluszcz przyodział się w ognistoczerwoną barwę, Clematis brązowieje...
Muszę obydwa pnącza przesadzić jesienią do większych skrzyń i poprzycinać Clematisa, bo to odmiana, której nie należy przesadzać i ciąć na wiosnę.
Fasola szaleje nadal, chociaż już obrywam sporo pożółkłych liści.
Koniec lata widać też na drzewach za moim oknem. Brzozy zaczynają się złocić. A i szaro, buro dzisiaj... Dlatego póki jeszcze można oko nacieszyć roślinami porobiłam kilka jesiennych zdjęć na moim balkonie :).
Sami zobaczcie jak to wygląda:
Właśnie wysłałam Ravka do sklepu :) Ma przy okazji wejść do Obi, bo podobno sa już zimowe karmiki a ja potrzebuję nowe dla Sikorek :) W końcu jak zima za oknem, to kicia nie siedzi na balkonie i nuda... A tak ma własną osobistą TV przez okno ;) i zajecie od świtu do zmroku :))))
Tak, tak... Wiem.... Wariatka....
To jeszcze kilka zdjęć... a co....
Niedługo przyjdzie czas na porządki i przygotowanie roślin do zimy. Już teraz bluszcz przyodział się w ognistoczerwoną barwę, Clematis brązowieje...
Muszę obydwa pnącza przesadzić jesienią do większych skrzyń i poprzycinać Clematisa, bo to odmiana, której nie należy przesadzać i ciąć na wiosnę.
Fasola szaleje nadal, chociaż już obrywam sporo pożółkłych liści.
Koniec lata widać też na drzewach za moim oknem. Brzozy zaczynają się złocić. A i szaro, buro dzisiaj... Dlatego póki jeszcze można oko nacieszyć roślinami porobiłam kilka jesiennych zdjęć na moim balkonie :).
Sami zobaczcie jak to wygląda:
Właśnie wysłałam Ravka do sklepu :) Ma przy okazji wejść do Obi, bo podobno sa już zimowe karmiki a ja potrzebuję nowe dla Sikorek :) W końcu jak zima za oknem, to kicia nie siedzi na balkonie i nuda... A tak ma własną osobistą TV przez okno ;) i zajecie od świtu do zmroku :))))
Tak, tak... Wiem.... Wariatka....
To jeszcze kilka zdjęć... a co....
Ale grubas z tego mojego kocura... Przytył ostatnio bardzo. Nie daje mu już innej karmy, tylko taką niskokaloryczną, dla kotów nie wychodzących z tendencjami do tycia. Weterynarz twierdzi, że póki co nie jest źle ale nie powinien już więcej przybierać, bo waży 5,30 kg. Miałam już w swoim życiu kilka kotów ale ten jest pierwszy zagrożony nadwagą. Może dlatego, że jakoś poprzednicy byli niejadkami a temu tylko michę pokazać, to nie odejdzie aż nie zniknie żarcie w jego brzuchu :))) Oczywiście mowa jest o karmie mokrej, bo do suchej ma dostęp cały czas i tylko tyle, ile powinien zjeść w ciągu doby.
piątek, 11 września 2009
Pierwsze spostrzeżenia i obserwacje :)
Mała Zosia ma 8 miesięcy. Jest bardzo dobrze rozwiniętą dziewczynką. Sympatyczna i pogodna osóbka, jednak subtelnie zarysowuje już swój charakter. Z moich obserwacji wynika, że będzie to silna osobowość, bardzo pewna siebie, być może nawet apodyktyczna, jeśli w porę wszyscy się nie zaangażują w temperowanie jej. Póki co rodzice starają się nie dopuścić do sytuacji, kiedy dziecko przysłowiowo wchodzi na głowę ale babcia jest na dobrej drodze do totalnego rozpieszczenia małej :) W końcu taki jej przywilej...
Poznajemy się z Zosią wzajemnie i na dzisiaj mogę powiedzieć, że mała mnie akceptuje. Wie już, że ciocia nie na wszystko pozwala, że są pewne zasady. Jest na tyle cwana, że ze mną nie pogrywa ale z babcią robi co chce. Jednak jest to nadal maluszek, więc nie ma co przesądzać. A i babcia z czasem nie będzie tak często z nami.
Problemem natomiast są spacery. Nie ma tam gdzie z małą chodzić. Zostaje nam jedynie wędrówka ulicami i to bez chodników :( I tak pielgrzymki niań wędrują co dzień poboczem, ku niezadowoleniu kierowców...
A pro po tych innych niań...
Wiecie, ja to taka rozgadana, rozśpiewana niania jestem. Ciągle coś opowiadam, pokazuje, śpiewam, żartuję, wierszyki mówię... Pełno tego mam w głowie, więc jak to tata Zosi powiedział, sypię z rękawa. I tak, jak z Mikołajem śpiewałam idąc ulicami, to samo robię z Zosią. Tyle, że tutaj dziura, wszyscy się znają... Każdy po wózku poznaje, czyje to dziecko... Więc gapią się na mnie, jak idę i śpiewam np: "Gdy strumyk płynie z wolna" czy: " My jesteśmy krasnoludki hop sa sa".Niektórzy stają, żeby się poprzyglądać :) A nianie... Inne nianie jak zaklęte... Pchają wózki, tymi nudnymi uliczkami i cisza... Jak makiem zasiał... Nie wiem, co jest, ale mam wrażenie, że tutaj nikt z dziećmi nie rozmawia :( Na Służewiu gadająca i roześmiana niania była normalnym zjawiskiem, bo większość właśnie tak postępowała a tutaj... Jakoś tak cicho, drętwo... Aż mi głupio czasem, że ja tak nawijam... Może to ze mną jest coś nie tak? Nie wiem o co w tym chodzi. W każdym razie obserwowana jestem przez otoczenie i czuję się z tym nieswojo.
Poznajemy się z Zosią wzajemnie i na dzisiaj mogę powiedzieć, że mała mnie akceptuje. Wie już, że ciocia nie na wszystko pozwala, że są pewne zasady. Jest na tyle cwana, że ze mną nie pogrywa ale z babcią robi co chce. Jednak jest to nadal maluszek, więc nie ma co przesądzać. A i babcia z czasem nie będzie tak często z nami.
Problemem natomiast są spacery. Nie ma tam gdzie z małą chodzić. Zostaje nam jedynie wędrówka ulicami i to bez chodników :( I tak pielgrzymki niań wędrują co dzień poboczem, ku niezadowoleniu kierowców...
A pro po tych innych niań...
Wiecie, ja to taka rozgadana, rozśpiewana niania jestem. Ciągle coś opowiadam, pokazuje, śpiewam, żartuję, wierszyki mówię... Pełno tego mam w głowie, więc jak to tata Zosi powiedział, sypię z rękawa. I tak, jak z Mikołajem śpiewałam idąc ulicami, to samo robię z Zosią. Tyle, że tutaj dziura, wszyscy się znają... Każdy po wózku poznaje, czyje to dziecko... Więc gapią się na mnie, jak idę i śpiewam np: "Gdy strumyk płynie z wolna" czy: " My jesteśmy krasnoludki hop sa sa".Niektórzy stają, żeby się poprzyglądać :) A nianie... Inne nianie jak zaklęte... Pchają wózki, tymi nudnymi uliczkami i cisza... Jak makiem zasiał... Nie wiem, co jest, ale mam wrażenie, że tutaj nikt z dziećmi nie rozmawia :( Na Służewiu gadająca i roześmiana niania była normalnym zjawiskiem, bo większość właśnie tak postępowała a tutaj... Jakoś tak cicho, drętwo... Aż mi głupio czasem, że ja tak nawijam... Może to ze mną jest coś nie tak? Nie wiem o co w tym chodzi. W każdym razie obserwowana jestem przez otoczenie i czuję się z tym nieswojo.
Artykuł przeniesiony
Artykuł w Pani Domu ma się ukazać 23.09.2009, czyli w nastepnym numerze. Mam nadzieję, że tym razem to prawdziwy termin.
środa, 9 września 2009
Artykułu nie ma :(((
Niestety artykuł, który miał się ukazać dzisiaj w "Pani Domu" nie został zamieszczony. Póki co nie wiem dlaczego :( jak tylko będzie jakieś wyjaśnienie, to dam znać.
sobota, 5 września 2009
Działalność gospodarcza rusza wielką parą...
Jeszcze tylko ostatnie sprawy...
1) Zus załatwiony. Złożyłam dwa formularze: ZUS ZUA i ZUS ZFA. Otrzymałam dwa numery konta, na które będę robiła przelewy.
Oficjalna stawka miesięczna to: 337,70zł. Oczywiście po zsumowaniu tych wszystkich, poszczególnych kwot składek: rentowej, emerytalnej, chorobowej ( nieobowiązkowa, ale warto ), wypadkowej, zdrowotnej.
2) Wizytówki gotowe:
Słabo widać na tym zdjęciu napis pod nazwą firmy, więc piszę co tam jest:
" Najtrudniej się w życiu czeka...
sprawiam, że ten czas mija bez łez"
a z drugiej strony:
Moje drugie źródło dochodu :)
Ruszyło od 01.09.2009. Już mam dwa rachunki ( dodatkowe ) wystawione :) Na Zus już zarobiłam. Oczywiście mówię, o dochodzie, który nie jest podstawowy. Mam jeszcze kilka pomysłów jak dorobić. Jeszcze wam nie pisalam, ale w skład mojej dział. gosp. oprócz opieki nad dziecmi i handlu internetowego wpisałam pośrednictwo pracy. Tak, tak... mam zamiar w niedalekiej przyszłości dołączyć do mojego biznesu prowadzenie Agencji opiekunek. Ale najpierw prawo jazdy i zakup auta :) Bez tego ani rusz. W końcu dwa lata szybko minął i trzeba będzie pełny Zus zacząć płacić.
Także zaczęłam nowy etap w swoim życiu. Dołączyłam do grona zaradnych, przedsiębiorczych i mam zamiar już nigdy więcej nie pracować u nikogo na etacie:) Czasy mojego niewolnictwa zostały zakończone. Sama jestem swoim szefem, wymagającym ale też wyrozumiałym :))))
3) Teraz jeszcze szybko muszę załatwić OC zawodu. Niestety okazało się, że moja ulubiona firma ubezpieczeniowa ING nie ma tego w swojej ofercie. W ogóle mało który ubezpieczyciel to oferuje. Ale znalazłam ciekawą propozycję w PZU. I chyba na nich się zdecyduję. Za ubezp. każdego dziecka, znajdującego się pod moją opieką, na kwotę 100000 zł płaci się roczną składkę w wysokości 305 zł. To nie jest dużo a jaki spokój wewnętrzny...
4) No i jutro jadę do salonu Orange przepisać tel na firmę a jak mnie wkurzą to rozwiążę z nimi umowę ( bo zmienili regulamin i mogę to zrobić bezkarnie do 30.09.2009 ) i przepiszę numer do Ery. a co! wszystko zależy jak bardzo się postarają z ofertą dla mnie i czy będą chcieli mi dać nowy aparat i to taki, jaki sobie wymarzyłam za rozsądną cenę :)
O taki:
5) No i w tygodniu koniecznie potrzebuję ściagnąć do domu speca od Internetu, bo też muszę dopisać do umowy swoją firmę i niech wreszcie ktoś podłączy Router, bo się sama za to zabieram od roku i jakoś mi nie wychodzi.... A mój rav do technicznych spraw nie bardzo, nie bardzo...
Nie po to sobie laptopa kupiłam, żeby go ciągle mieć na smyczy :) A bezprzewodowy internet to wielkie G.... ciągle zrywa... Na kablu sygnał jest non stop i śmiga....
1) Zus załatwiony. Złożyłam dwa formularze: ZUS ZUA i ZUS ZFA. Otrzymałam dwa numery konta, na które będę robiła przelewy.
Oficjalna stawka miesięczna to: 337,70zł. Oczywiście po zsumowaniu tych wszystkich, poszczególnych kwot składek: rentowej, emerytalnej, chorobowej ( nieobowiązkowa, ale warto ), wypadkowej, zdrowotnej.
2) Wizytówki gotowe:
Słabo widać na tym zdjęciu napis pod nazwą firmy, więc piszę co tam jest:
" Najtrudniej się w życiu czeka...
sprawiam, że ten czas mija bez łez"
a z drugiej strony:
Moje drugie źródło dochodu :)
Ruszyło od 01.09.2009. Już mam dwa rachunki ( dodatkowe ) wystawione :) Na Zus już zarobiłam. Oczywiście mówię, o dochodzie, który nie jest podstawowy. Mam jeszcze kilka pomysłów jak dorobić. Jeszcze wam nie pisalam, ale w skład mojej dział. gosp. oprócz opieki nad dziecmi i handlu internetowego wpisałam pośrednictwo pracy. Tak, tak... mam zamiar w niedalekiej przyszłości dołączyć do mojego biznesu prowadzenie Agencji opiekunek. Ale najpierw prawo jazdy i zakup auta :) Bez tego ani rusz. W końcu dwa lata szybko minął i trzeba będzie pełny Zus zacząć płacić.
Także zaczęłam nowy etap w swoim życiu. Dołączyłam do grona zaradnych, przedsiębiorczych i mam zamiar już nigdy więcej nie pracować u nikogo na etacie:) Czasy mojego niewolnictwa zostały zakończone. Sama jestem swoim szefem, wymagającym ale też wyrozumiałym :))))
3) Teraz jeszcze szybko muszę załatwić OC zawodu. Niestety okazało się, że moja ulubiona firma ubezpieczeniowa ING nie ma tego w swojej ofercie. W ogóle mało który ubezpieczyciel to oferuje. Ale znalazłam ciekawą propozycję w PZU. I chyba na nich się zdecyduję. Za ubezp. każdego dziecka, znajdującego się pod moją opieką, na kwotę 100000 zł płaci się roczną składkę w wysokości 305 zł. To nie jest dużo a jaki spokój wewnętrzny...
4) No i jutro jadę do salonu Orange przepisać tel na firmę a jak mnie wkurzą to rozwiążę z nimi umowę ( bo zmienili regulamin i mogę to zrobić bezkarnie do 30.09.2009 ) i przepiszę numer do Ery. a co! wszystko zależy jak bardzo się postarają z ofertą dla mnie i czy będą chcieli mi dać nowy aparat i to taki, jaki sobie wymarzyłam za rozsądną cenę :)
O taki:
5) No i w tygodniu koniecznie potrzebuję ściagnąć do domu speca od Internetu, bo też muszę dopisać do umowy swoją firmę i niech wreszcie ktoś podłączy Router, bo się sama za to zabieram od roku i jakoś mi nie wychodzi.... A mój rav do technicznych spraw nie bardzo, nie bardzo...
Nie po to sobie laptopa kupiłam, żeby go ciągle mieć na smyczy :) A bezprzewodowy internet to wielkie G.... ciągle zrywa... Na kablu sygnał jest non stop i śmiga....
środa, 2 września 2009
Działalność gospodarcza rusza wielką parą...
miałam napisać i nie mam kiedy :( ale obiecuję w weekend nadrobię straty...
niedziela, 30 sierpnia 2009
Po pracowitym tygodniu pracowity weekend...
Pierwszy tydzień z Zosią był bardzo wyczerpujący. Z kilku powodów.
Po pierwsze nowe otoczenie, nowi ludzie no i nowe dziecko. Nie oszukujmy się... Jest to niewątpliwie dodatkowy stres i emocje. Chociaż rodzina Zosi przyjęła mnie bardzo ciepło, to jednak jest to duża zmiana w moim życiu zawodowym. Przestawienie się z dwóch chłopaków, bądź co bądź już w wielu wypadkach samodzielnych, na malutką, bezbronną i zupełnie ode mnie zależną dziewczynkę, wymaga czasu i do łatwych nie należy.
Po drugie, dojazdy... Niby blisko a jednak daleko... Autobusem, na około 50 minut z przejściem sporego kawałka drogi. Więc się przesiadłam na rower, póki pogoda ładna i widno jeszcze po 18:00, jak wracam. Dlaczego rower? Bo na skróty, przez las Kabacki jadę 30 minut, całkiem spokojnym tempem. I tylko jeden feler... moja kondycja ostatnio podupadła :)))
No i upragniony weekend... Wczoraj od 19:00 do 01:00 byłam u 7-letniej Julii, bo Jej rodzice poszli na koncert Andrea Bocelli.
Dzisiaj, od rana pichcę, smażę i studiuję książkę Traccy Hogg "Zaklinaczka dzieci". Pożyczyłam od mamy Zosi.
A teraz kończę pisać, sprawdzę jeszcze pocztę i idę lulu, bo jutro pobudka o 05:00 rano...
Po pierwsze nowe otoczenie, nowi ludzie no i nowe dziecko. Nie oszukujmy się... Jest to niewątpliwie dodatkowy stres i emocje. Chociaż rodzina Zosi przyjęła mnie bardzo ciepło, to jednak jest to duża zmiana w moim życiu zawodowym. Przestawienie się z dwóch chłopaków, bądź co bądź już w wielu wypadkach samodzielnych, na malutką, bezbronną i zupełnie ode mnie zależną dziewczynkę, wymaga czasu i do łatwych nie należy.
Po drugie, dojazdy... Niby blisko a jednak daleko... Autobusem, na około 50 minut z przejściem sporego kawałka drogi. Więc się przesiadłam na rower, póki pogoda ładna i widno jeszcze po 18:00, jak wracam. Dlaczego rower? Bo na skróty, przez las Kabacki jadę 30 minut, całkiem spokojnym tempem. I tylko jeden feler... moja kondycja ostatnio podupadła :)))
No i upragniony weekend... Wczoraj od 19:00 do 01:00 byłam u 7-letniej Julii, bo Jej rodzice poszli na koncert Andrea Bocelli.
Dzisiaj, od rana pichcę, smażę i studiuję książkę Traccy Hogg "Zaklinaczka dzieci". Pożyczyłam od mamy Zosi.
A teraz kończę pisać, sprawdzę jeszcze pocztę i idę lulu, bo jutro pobudka o 05:00 rano...
poniedziałek, 24 sierpnia 2009
Pierwszy dzień z Zosią...
Minął pierwszy dzień...
Było wspaniale. Mała Zosia jest uroczą dziewczynką. Bardzo grzeczna i spokojna. Przez całe 10h ani razu nie zapłakała... No i chyba mnie polubiła... Teraz może być już tylko lepiej...
Natomiast Kacper i Mikołaj zaczynają tęsknić. Kacper dzisiaj po południu oświadczył mamie, że on jutro nie zamierza iść do przedszkola, tylko ja mam przyjść i to na cały dzień... :(
piątek, 21 sierpnia 2009
Dokonało się...
wtorek, 18 sierpnia 2009
Ostatni, wspólny poniedziałek
Poszłam na 15:00.
Dzisiaj Mikołaj był pierwszy raz w przedszkolu. Podobno było świetnie.
Nie widzieliśmy się od tygodnia, bo byli z babcią na wyjeździe. Przywitali mnie z radością :)
Namówili mnie znów na malowanie twarzy - ulubiona "maska" - Spiderman.
A niech im będzie...
Malowałam więc buźki farbami.
Potem poszliśmy ( tacy kolorowi ) na plac zabaw. Oczywiście chłopaki wzbudzali wręcz sensację na ulicy ku ich uciesze, oczywiście. Popisywali się przed przechodniami różnymi wygibasami, odgłosami... Na placu też wzbudzali nie małe zainteresowanie innych dzieci. Zabawa była przednia.
Szaleli do 19:00.
Brudni okropnie wrócili do domu, wprost w objęcia czystego, eleganckiego tatusia ;) A co!
niedziela, 16 sierpnia 2009
Koniec tuż tuż... :((((
Niestety...
Wszystko co się zaczyna musi się kiedyś skończyć :(
Jednym z mankamentów mojego zawodu są rozstania i ciągła zmiana. Ciężko zagrzać miejsce na dłużej, bo chcąc nie chcąc dzieci rosną, usamodzielniają się i... nadchodzi czas pożegnania z nianią... Witaj przedszkole!
Tak, tak...
Właśnie taki czas nastał...
Zostało 5 dni z "moimi" ukochanymi urwiskami :(((
Nie żeby od razu tak na zawsze, już nigdy więcej, ale... to już nie będzie to samo. Może czasami umówimy się na wspólną zabawę i lody, jednak nie będę już ich nianią. Przestanę uczestniczyć w ich życiu. Szczególnie młodszy - Mikołaj - będzie musiał nauczyć się żyć beze mnie, w nowym dla niego środowisku, czyli w przedszkolu. Mam nadzieję, że szybko przywyknie do nowych warunków.
Z drugiej strony czeka na mnie mała Zosia... na pewno słodka i urocza dziewczynka. W końcu jest teraz w najpiękniejszym okresie - ma pól roku...
ech....
rozdarte me nianiowe serce....
Wszystko co się zaczyna musi się kiedyś skończyć :(
Jednym z mankamentów mojego zawodu są rozstania i ciągła zmiana. Ciężko zagrzać miejsce na dłużej, bo chcąc nie chcąc dzieci rosną, usamodzielniają się i... nadchodzi czas pożegnania z nianią... Witaj przedszkole!
Tak, tak...
Właśnie taki czas nastał...
Zostało 5 dni z "moimi" ukochanymi urwiskami :(((
Nie żeby od razu tak na zawsze, już nigdy więcej, ale... to już nie będzie to samo. Może czasami umówimy się na wspólną zabawę i lody, jednak nie będę już ich nianią. Przestanę uczestniczyć w ich życiu. Szczególnie młodszy - Mikołaj - będzie musiał nauczyć się żyć beze mnie, w nowym dla niego środowisku, czyli w przedszkolu. Mam nadzieję, że szybko przywyknie do nowych warunków.
Z drugiej strony czeka na mnie mała Zosia... na pewno słodka i urocza dziewczynka. W końcu jest teraz w najpiękniejszym okresie - ma pól roku...
ech....
rozdarte me nianiowe serce....
piątek, 14 sierpnia 2009
Zbliża się 01.Września! Czas pchnąć sprawę dział.gosp. do przodu.
Wiosną pisałam, że złożyłam odpowiednie formularze w Urzędzie Gminy, celem rejestracji działalności gospodarczej.
Od dłuższego czasu mam już wpis do ewidencji i nadany numer Regon. Ponieważ data rozpoczęcia mojej oficjalnej dział. gosp. zbliża się wielkimi krokami, przyszedł czas na ciąg dalszy przygody z Urzędami i formalnościami.
Tak więc chcąc czy nie chcąc musiałam w końcu zdecydować się na jakiś bank, żeby otworzyć sobie konto firmowe. Bez tego ani rusz. Mój wybór padł na Multibank. Wypełniłam skomplikowany formularz na stronie internetowej i po kilku dniach kurier przywiózł mi dokumenty do podpisania. Jestem więc szczęśliwą posiadaczką konta Multistarter biznes.
w między czasie wyrobiłam sobie pieczątkę :)
Skoro poznałam swój numer firmowego konta, to nie było już przeszkód, żeby wypełnić formularz NIP-1 i złożyć go w U.S. Tak też uczyniłam. Oczywiście jako jednoosobowa firma będę się posługiwała swoim osobistym numerem NIP. Teraz czeka mnie jeszcze ZUS i ING ( żeby dopełnić formalności ubezp. wykonywanej przeze mnie pracy )
No i tyle...
Muszę jeszcze opracować treść umów, jakie będę zawierać z moimi usługobiorcami, przepisać na firmę kilka rzeczy, co by sobie rachuneczki odliczać od podatku i wydrukować wizytówki, które już pieczołowicie sama zaprojektowałam.
UF... tyle tego!
sobota, 11 lipca 2009
Głód to wróg dziecka...
Weekendy należą do mnie...
Nie ma to jak systematyczność. Zawsze wszystko zrobione, nigdy, żadnych zaniedbań, uchybień. Mój Rav twierdzi, że jestem pracoholiczką ( domową ), pedantką, że myję to, co czyste, że odwalam kawał bezsensownej roboty. Może... Ale ja weekend mam dla siebie, kiedy wokół większość ludzi zakasa rękawy i sprząta, odkurza, pierze, robi zakupy, gotuje i.... pada w niedzielę wieczorem, żeby od poniedziałku znów iść do pracy. paranoja. Ja tam wolę oddać się słodkiemu nic-nierobieniu. Pospać do 9:00, poczytać książkę, pogapić się w TV lub kompa. Skoczyć na rower, pójść na spacer i na lody.
Dzisiaj chciałam spotkać się z koleżanką ale nic z tego, bo sprząta. Zadzwoniła Basia i żali się, że od rana walczy z kamieniem w wc ( jak to zrobić, żeby mieć kamień w kibelku? ). Sąsiedzi z lewej strony, oswajają się z odkurzaczem. Ci z prawej szorują balkon. A ja siedzę w fotelu na balkonie i sobie kawkę popijam. Bardzo miła świadomość, że inni mają tyle roboty a ja oddaję się błogiemu lenistwu. Nawet obiadu nie zamierzam gotować, bo zrobiłam to wczoraj. Cudowne uczucie! Jednak prawdziwym jest przysłowie, że "co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj".
Dzisiaj chciałam spotkać się z koleżanką ale nic z tego, bo sprząta. Zadzwoniła Basia i żali się, że od rana walczy z kamieniem w wc ( jak to zrobić, żeby mieć kamień w kibelku? ). Sąsiedzi z lewej strony, oswajają się z odkurzaczem. Ci z prawej szorują balkon. A ja siedzę w fotelu na balkonie i sobie kawkę popijam. Bardzo miła świadomość, że inni mają tyle roboty a ja oddaję się błogiemu lenistwu. Nawet obiadu nie zamierzam gotować, bo zrobiłam to wczoraj. Cudowne uczucie! Jednak prawdziwym jest przysłowie, że "co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj".
Zmęczona...
Zaniedbałam bloga... :(
Jestem zmęczona. Marzy mi się urlop...
Chyba pojadę na kilka dni do mamy. Tam zregeneruję siły. W tym roku marnie z moim wypoczynkiem. Rodzice chłopców pozmieniali pracę, więc w nowej ciężko tak od razu o wolne, no i dodatkowo bardzo intensywnie wykańczają dom, żeby od Września w nim zamieszkać. A ja potrzebuję, na dodatek, chociaż kilka dni, na aklimatyzację w nowej rodzinie. Wszystko na raz, więc urlop w tym roku to nierealna sprawa. Chociaż podobno dziadkowie chłopców mają się nade mną zlitować w Sierpniu i przez tydzień mnie zastąpią w opiece nad Nimi. No i odejdę od Nich o tydzień wcześniej, żeby Zosia nianię poznała przy rodzicach, zanim zostanie ze mną sama na całe dnie.
Jednym słowem urwanie głowy.
Jestem zmęczona. Marzy mi się urlop...
Chyba pojadę na kilka dni do mamy. Tam zregeneruję siły. W tym roku marnie z moim wypoczynkiem. Rodzice chłopców pozmieniali pracę, więc w nowej ciężko tak od razu o wolne, no i dodatkowo bardzo intensywnie wykańczają dom, żeby od Września w nim zamieszkać. A ja potrzebuję, na dodatek, chociaż kilka dni, na aklimatyzację w nowej rodzinie. Wszystko na raz, więc urlop w tym roku to nierealna sprawa. Chociaż podobno dziadkowie chłopców mają się nade mną zlitować w Sierpniu i przez tydzień mnie zastąpią w opiece nad Nimi. No i odejdę od Nich o tydzień wcześniej, żeby Zosia nianię poznała przy rodzicach, zanim zostanie ze mną sama na całe dnie.
Jednym słowem urwanie głowy.
wtorek, 23 czerwca 2009
Niezwykły gość...
Już w zeszłym roku widywałam go czasem na moim balkonie. Teraz bywa u mnie stale. Wpada na pyszny nektar kwiatowy i sprawia, że moje roślinki kwitną jeszcze piękniej... Nie łatwo było mi zdiagnozować, kim jest ów nieznajomy ale udało się... Bywa mylony z kolibrem i tak go niektórzy przezywają ale tak naprawdę to Fruczak gołąbek... Mówię Wam, cudeńko! Niestety nie posiadam obiektywu do zdjęć makro, więc fotkę zapożyczyłam, żeby udowodnić zjawiskową urodę owego Fruczaka.
środa, 17 czerwca 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)